- Jak to jest mieć rodzinę? - zapytała mnie Mai. Przestraszyło mnie to pytanie. Nie za bardzo wiedziałem, co jej odpowiedzieć, by nie pogrążyła się w jeszcze większym smutku. Niemo wpatrywała się w brukowaną ulicę. Wiedziałem, że niecierpliwie oczekuje mojej odpowiedzi.
- Wiesz... Rodzina to grupa ludzi, która się kocha, wspiera i zawsze może na siebie liczyć...
- Wiem, co to rodzina - przerwała mi - Ale... Jak to jest?
Znałem Mai krótko. Bardzo krótko. Od rana, gdy przewróciłem się koło sklepu Ollivander'a minęło 8 godzin. Mimo tego pragnąłem, by czuła, że jestem blisko. Chciałem być dla niej kimś więcej, niż tylko twarzą mijaną na korytarzu, której właściciela trzeba sobie przypominać, gdy nas minie. Dlatego coś we mnie pękło i wypowiedziałem do niej więcej słów, niż do jakiejkolwiek innej osoby znanej przez tak krótki czas.
- Jest to życie z świadomością, że ktoś na ciebie czeka, gdy wracasz z wyjazdu, że ktoś się o ciebie martwi, kiedy spóźnisz się do domu, że ktoś cię okrzyczy kiedy zbijesz wazon, i że zawsze ktoś ci wciśnie śniadanie do szkoły - uśmiechnąłem się. Zacząłem poważnie, ale końcówką chciałem ją rozbawić. Nie wyszło mi. Dalej wpatrzona była w jeden punkt. Nagle się odezwała:
- Mnie to by mogli nawet bić za to, że się spóźniam, jeśli tylko bym wiedziała, że zrobili to z troski...
Nie rozumiałem tego, co powiedziała. Nigdy nie zrozumiem. Siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się w jeden punkt.
- Muszę już iść - podniosła się i przeszła kilka kroków, nie czekając na moją reakcję. Wstałem szybko i podbiegłem do niej.
- Spotkamy się jeszcze?
- Chyba dopiero w Expressie. Już niedługo odjazd do Akademii.
- Mam nadzieję... - zacząłem niepewnie. Nie mogłem przewidzieć jej reakcji.
- Bądźmy w jednym domu. Nie jesteś tacy jak oni. Nie jesteś tylko twarzą mijaną na korytarzu - czytała mi w myślach. Chciałem ją odprowadzić, ale czułem, że pragnie zostać sama. Pożegnaliśmy się, po czym każde odeszło w swoją stronę...
THE END
- Wiesz... Rodzina to grupa ludzi, która się kocha, wspiera i zawsze może na siebie liczyć...
- Wiem, co to rodzina - przerwała mi - Ale... Jak to jest?
Znałem Mai krótko. Bardzo krótko. Od rana, gdy przewróciłem się koło sklepu Ollivander'a minęło 8 godzin. Mimo tego pragnąłem, by czuła, że jestem blisko. Chciałem być dla niej kimś więcej, niż tylko twarzą mijaną na korytarzu, której właściciela trzeba sobie przypominać, gdy nas minie. Dlatego coś we mnie pękło i wypowiedziałem do niej więcej słów, niż do jakiejkolwiek innej osoby znanej przez tak krótki czas.
- Jest to życie z świadomością, że ktoś na ciebie czeka, gdy wracasz z wyjazdu, że ktoś się o ciebie martwi, kiedy spóźnisz się do domu, że ktoś cię okrzyczy kiedy zbijesz wazon, i że zawsze ktoś ci wciśnie śniadanie do szkoły - uśmiechnąłem się. Zacząłem poważnie, ale końcówką chciałem ją rozbawić. Nie wyszło mi. Dalej wpatrzona była w jeden punkt. Nagle się odezwała:
- Mnie to by mogli nawet bić za to, że się spóźniam, jeśli tylko bym wiedziała, że zrobili to z troski...
Nie rozumiałem tego, co powiedziała. Nigdy nie zrozumiem. Siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się w jeden punkt.
- Muszę już iść - podniosła się i przeszła kilka kroków, nie czekając na moją reakcję. Wstałem szybko i podbiegłem do niej.
- Spotkamy się jeszcze?
- Chyba dopiero w Expressie. Już niedługo odjazd do Akademii.
- Mam nadzieję... - zacząłem niepewnie. Nie mogłem przewidzieć jej reakcji.
- Bądźmy w jednym domu. Nie jesteś tacy jak oni. Nie jesteś tylko twarzą mijaną na korytarzu - czytała mi w myślach. Chciałem ją odprowadzić, ale czułem, że pragnie zostać sama. Pożegnaliśmy się, po czym każde odeszło w swoją stronę...
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz