Uśmiechnął się i wyciągnął rękę by się przywitać.
-Clarisse La Rue, czystej krwi to chyba oczywiste... -Po twoim koszulce raczej tak... Uśmiechnęłam się i wyszłam ze sklepu, David wyszedł za mną. - W którą stronę się wybierasz? - Spytał - Jeszcze idę odebrać miotłe, którą oddałam do renowacji. - Jaki model? -Błyskawica. - Masz tę miotle? - A co? - Nic, mogę pójść z tobą? - Czemu nie. Szliśmy, a raczej przejechaliśmy się przez tłum czarodziejów. Weszliśmy do sklepu, podeszłam do kasy. - Dzień dobry... - Panna La Rue, zgaduję że po miotłę... - Tak. Podała mi spore pudełko z moją miotłą. Wyszliśmy ze sklepu. - no to dziękuję za towarzystwo. Zgaduje że jesteś fanem quidicha. - Skąd wiesz. - Patrzysz się na tą miotłę jak Frank na ubrania. - kto? - Nieważne, jak coś to wpadaj do mnie mam boisko do quidicha, a niedługo odwiedza mnie kuzyn z drużyną, chętnie z tobą zagrają. - A twoi rodzice? - Nimi się nie przejmuj, oni są za granicą. Dzisiaj o 20.30 zaczyna się mecz, ale przyjdź wcześniej to poznasz drużynę narodową Norwegii... Mieszkam 6 domów dalej od ciebie. Raczej będziesz wiedział, szukaj wielkiej bramy. <David> |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz