Zagubionych Dusz

Punktacja - Info

* Domów

~*~~*~~*~
120 Pkt. ~~ 105Pkt. ~~ 200Pkt. ~~ 425 Pkt.


Papillonlisse - 0 Pkt.
Bellefeuille - 0 Pkt.
Ombrelune - 0 Pkt.
Héroiqueors - 0 Pkt.

Puchar Domu; 1. Kliknij, 2. Kliknij,

UWAGA

Blog przeniesiony!

Link w poście poniżej!




piątek, 30 sierpnia 2013

Ombrelune: Od Clarisse C.D. Adam'a i David'a

- La Rue, Clarisse- usiadłam na krześle, wi-ce dyrektor rzucił trochę tego proszku nad głowę błysnęło bardzo jasne zielone światło.- OMBRELUNE!- skierowałam się w stronę stołu gdzie wszyscy klaskali i gwizdali.- usiadłam na przeciwko Davida. Minęło par osób których nie znałam. Czekałam cierpliwie na niekończące się zakończenie tego rozpoczęcia. W końcu odezwał się do mnie David.
- Fajnie będzie nie martw się.
- Ja się nie martwię, ja zasypiam. Tak a pro po to fajnie było cię znowu spotkać.
- Ciekawe kiedy wyczytają Adama.
Szczerze nawet fajny jest ten Adam, jest rozrywkowy i zabawny. W pociągu trochę może byłam trochę za szorstka. Fajnie gdyby trafił do tego samego domu co ja, może bym trochę była mniej sztywna. Nagle został wyczytany


Adam? David?

Ombrelune: Od David'a CD. Adama i Clarisse

Cała droga była spoko, wygłupialiśmy się i śmialiśmy z Adamem nawet zamienił
mnie w świnię! Nie polecam... Czułem się taki tłusty! I RÓŻOWY! MASAKRA - jednym
słowem..
Akademia - Właśnie zaczął się przydzielanie domu...
Weszliśmy na sale po czym Dyrektorka przywitała wszystkich
- Witajcie drogie dzieci! I tych Starszych. I tych młodszych, i nowych. Dla nowych
uczniów przedstawię się. Jestem Madame de Maxime. A teraz z pomocą wicedyrektora
Allan'a Savota rozpocznie się Ceremonia w której każdy będzie przydzielony do domu.
- Ale przynudza! - Powiedział do nas ciszej Adam do nas udając przy tym że ziewa
zaśmiałem się cicho i - O dziwo - Clariss też
Po chwili Wicedyrektor Wystąpił i powiedział;
- Pierwszoroczni proszę abyście stanęli na środku - wszyscy podeszliśmy wraz
z innymi - Dziękuję A teraz wyczytam nazwiska a właściciel podejdzie i usiądzie na tym
krześle po czym posypię na was proszek który będzie zmieniał barwę. Papillonlisse - Kolor Czerwony,
Ombrelune - Kolor Zielony, Bellefeuille - Kolor Niebieski i Héroiqueors - Kolor Żółty. - Po czym
Zaczął wymieniać nieznane mi osoby.. - Martines, David!
- Dajesz Blondasku! - powiedział i klepnął mnie po plecach Adam
- Ja ci dam Lucyferze jeden! - I z Śmiechem skierowałem swe kroki ku krzesłu. Po czym dumnie
wyprostowałem się na krześle (gdy już usiadłem). Wicedyro posypał mi jakimś piachem po głowie
po czym głośno powiedział (Za głośno!)
- OMBRELUNE! - Po czym skierowałem się ku stołowi Lunia'ków, gdzie klaskali i gwizdali

Adam? Clarisse? No Lunia'ki xD     

Ombrelune: Od Adama cd. Davida i Clarisse


Mieliśmy megafarta, że David znał tą lalunię. Byłem przekonany, że gdyby nie to, po prostu by mnie zbyła. Nie zraziłem się jednak tym faktem. Uśmiechnąłem się do nowej znajomej, ta jednak nie wyglądała na specjalnie mną zauroczoną.
Trochę żeśmy jechali. Dla mnie 8 godzin w pociągu to mordęga, kara i totalna pomyłka zarazem. W drugiej połowie podróży nie mogłem już wytrzymać. Na szczęście miałem ze sobą kilka gadżetów ze sklepu Magiczne Dowcipy.
- Hej, Blondasku! Orient! - rzuciłem w David'a jakimś losowo wybranym cukierkiem (wszystkie rodzaje zmieszałem sobie razem - efekt będzie bardziej zaskakujący). Trafiło go w nos. Oddał mi. A ja jemu. Po chwili rozpoczęła się prawdziwa bitwa. Nie mogąc się właściwie osłonić na swoim miejscu, zaczęliśmy skakać po całym przedziale. Clarisse też dostało się parę razy. Delikatnie mówiąc, nie była zadowolona. W końcu wyciągnąłem z torby Davida jakiś podręcznik z zaklęciami, chwyciłem różdżkę i posłałem w jego kierunku pierwsze lepsze zaklęcie. Mój kamrat w jednej sekundzie... Zamienił się w świnię. Miałem taki ubaw, że nie mogłem się powstrzymać, by nie wybuchnąć rechoczącym śmiechem. Sielanka jednak się skończyła kiedy do przedziału weszła jakaś dorosła babka. Nie powiedziałbym, żeby zachwyciło ją to, co zobaczyła. Odczarowała David'a i zagroziła, że jeśli przyjdzie tu za parę minut i nie będziemy grzecznie siedzieć na swoich miejscach, to w te pędy wrócimy do domu.
- Ogarnij się już - pouczył mnie kolega, gdy wyszła. Widać było, że jej ostrzeżenie zrobiło na nim wrażenie. Taka jest między nami różnica. Oboje jesteśmy pewni siebie, tyle że on za pomocą tego chce zostać wspaniałym czarodziejem, a mnie wszystko jedno.

* Beauxbatons *

Wreszcie dojechaliśmy. Z radością rozprostowałem kości i zrzedła mi mina, gdy wpakowali nas do powozów. Wracamy do punktu wyjścia. Na szczęście ta część trasy minęła szybko i po półgodzinie wszyscy uczniowie stanęli przed gmachem Beauxbatons.

David, Clarisse?

czwartek, 29 sierpnia 2013

Ombrelune: Od David'a C.D. Adam'a i Clarisse

Gdy Adam tylko zapytał o miejsce a w odpowiedzi dostał ,, Jeśli nie jesteś szlamą to tak."
Od razu wiedziałem kto jest tą ,,Lalunią'' Po chwili usłyszałem Adama jak zwykle
powiedział do mnie blondasku... Wszedłem jak gdyby nigdy nic i przywitałem się
,,cześć Clarisse.'' Bezbarwnym tonem głosu i usiadłem koło niej.
ona też się przywitała a widząc pytającą minę, a po chwili słysząc pytanie;
- Wy się znacie? - zacząłem układać co odpowiedzieć      
- Ah, Poznaliśmy się na Placu Horkruksów tam gdzie zresztą też ciebie poznałem..
tylko że w innym miejscu...
- W sklepie z różdżkami - Dokończyła za mnie

Adam? Clarisse?

Ombrelune: Od Clarisse C.D. David'a i Adam'a

Wstałam wcześnie rano, lecz tym razem Frank osobiście mnie przyszykował.
- Będzie mi panienki brakowało.
- Mi ciebie też Frank.
Przeniosłam się siecią Fiu i ruszyłam na peron 9 i 3/4, wsiadłam do pociągu i znalazłam wolny przedział, w głębi duch błagałam że by to nie była żadna szlama. Nagle usłyszałam głos chłopaka.
- Wolne?
- jeśli nie jesteś szlamą to tak. -odpowiedziałam
- chodź tu blondasku, tu jest miejsce.- Chłopak usiadł na przeciwko mnie.- Jestem Adam, a ty?
Miałam już powiedzieć żeby się odczepił, ale w tym momencie wszedł David.
- cześć Clarisse.
- Hej David. - Usiadł koło mnie.
<David? Adam?>

Ombrelune: Od David'a C.D. Adam'a

- No a jak! - Uśmiechnąłem się złowieszczo, przecierając ręce o ręce
- To chodźmy przedziały same do nas nie przyjdą! - Poganiał mnie
- No już! przecież idę!
Poszliśmy na poszukiwanie przedziału.
Około 10 minut minęło nam na chodzeniu po ekspresie...
- O chodź tu... - Zaproponowałem
- O! - Krzyknął zachwycony
- Co?
- Lalunia! Poczekaj chwilkę... - I wszedł do przedziału - Wolne? - Usłyszałem
jak pyta kogoś...

Ktoś?:p                                                                                

Bellefeuille: Od Erica cd. Jane

- Witaj - przywitałem Jane nieśmiało. Za mną do przedziału weszła Mai. Postanowiliśmy się przesiąść, kiedy znalazłem pod siedzeniem szczura. Bóg raczy wiedzieć, kto nam go tam podrzucił. - To Mai, a to Jane - przedstawiłem sobie dziewczyny, po czym poczęstowałem je wisienkami w czekoladzie.

* Beauxbatons *

Jechaliśmy bardzo długo i poczuliśmy ulgę, gdy po wielu godzinach w pociągu i powozach zatrzymaliśmy się przed bramami Beauxbatons. Gmach akademii zrobił na mnie ogromne wrażenie. Byłem pewien, że nieraz się tam zgubię. Poprowadzono nas przez ogromne, długie korytarze do wielkiej sali (później okazało się, że wielka sala to naprawdę Wielka Sala). Usiadłem przy jednym ze stołów. Po jednej mojej stronie Mai, a po drugiej Jane. Na podwyższeniu stanęła nasza nowa pani dyrektor - Madame de Maxime. Poprosiła o ciszę, po czym nas powitała i zaczęła mówić o wszystkich formalnych sprawach. Strasznie dłużyło mi się przedstawianie kolejnych nauczycieli i pracowników szkoły. Zresztą na pewno nie tylko mi. Na samym końcu miała nastąpić Ceremonia Wyboru. Po żmudnej przemowie, do przodu wystąpiła pani wicedyrektor. Chyba się zaczyna. Wszyscy jak na komendę ucichli. Słychać było tylko rechot dwóch chłopaków z tyłu, którzy przestali się jednak śmiać, czując na sobie wzrok kadry pedagogicznej.
Nazwiska uczniów czytane były w kolejności alfabetycznej.
- Adam Brooks - na pierwszy ogień poszedł ciemnowłosy chłopak. Wyglądał na niezłego cwaniaka i tak się zachowywał, chociaż nie znajdował się tu jeszcze nawet przez godzinę. Usiadł na krześle, szczerząc się przy tym strasznie. Wice posypała jego głowę magicznym proszkiem, który zalśnił na zielono.
- Ombrelune! - powiedziała. Adam zszedł z krzesła (przy czym uśmiech nie schodził z jego twarzy), otrzepał włosy i ubranie, i mrugnął do siedzących nieopodal dziewczyn.
- Dość tej błazenady, Brooks - zniecierpliwiona dyrektorka odesłała go na miejsce.
- Mai Hattori - Mai nieśmiało podniosła się z miejsca i podeszła do krzesła. Jej proszek zaświecił się na niebiesko.
- Bellefeuille! - oznajmiła Madame Savota.
Gdy nadeszła moja kolej, część uczniów była już przydzielona. Słysząc swoje nazwisko, począłem się niepokoić. Błagałem Najwyższą Instancję, byleby być w tym samym domu co Mai. Usiadłem i starałem się rozluźnić. Odetchnąłem z ulgą, gdy usłyszałem nad swoją głową "Bellefeuille!"
Na koniec Madame de Maxime wybierała prefektów poszczególnych domów.
- Bellefeuille: Mai Hattori oraz Eric Lotario.

Uwaga !

Witam jest mi miło że mój blog powoli się rozkręca (Ale jednak!:)
Poszukałam kilka drobiazgów i postanowiłam wzbogacić sklep ze sprzętem
do Quidditcha o nowe miotły. Będzie również poradnik dla graczy Quidditch'a i ich kapitanów 
( zobaczycie w zakładce Quidditch) - Prosiłabym o zajrzenie a później skomentowanie
tego w komentarzach tego postu =)  (Od razu mówię - Nie trzeba być Zalogowanym
każdy może komentować =) I zachęcam do pisania opowiadań w których
możecie też opisywać treningi :) 
Szkoda że nie mamy jeszcze żadnego ucznia z Héroiqueours ale to nic
ponieważ chciałabym ogłosić kto jest Prefektem ze swojego domu.
Proszę o wzmiankę w waszych opowiadaniach o tym jak dyrektorka poinformowała
po Ceremonii Kto jest prefektem (możecie sami sobie wymyślać co powiedziała  :)
PREFEKCI
Ombrelune - David Martines i Adam Brooks 
Papillonlisse - Jane Star i Nikita Udinov
 Bellefeuille - Mai Hattori i Eric Lotario
Héroiqueors - ...

A i ostatnia Uwaga!
Od teraz będą się pojawiać pytania na temamt Harry'ego Potter'a
(Z wszystkich części).
Ale zanim zacznie to się.. Mam pytanie.
O czym chcecie pytania?
Każde pytanie będzie warte ileś punktów ale chcę wiedzieć o czym
byście chcieli pytania np. o którejś z postaci? (napiszcie imię, nazwisko)
może ogółem o którejś części? (To z której?), O zakęciach?, Stworzeniach Magicznych?

To tyle na dziś Dzięki!=) Mam nadzieję że was nie zanudziłam :P?

środa, 28 sierpnia 2013

Papillonlisse:Od Jane Do Erica

Wyszliśmy z sklepu.
-Na prawdę nie jesteś zła za kłamstwo?-spytał
Przewróciłam oczami i potrząsnęłam przecząco głową z uśmiechem.Po chwili zauważyłam mojego brata i ojca.Zaczęłam zmierzać w ich kierunku.
-No to do widzenia Jane-powiedział z uśmiechem
-Raczej do peronu 9 i 3/4-zaśmiałam się-chyba że masz zamiar się spóźnić
Podbiegłam do taty i brata.Całom naszą trójcom ruszyliśmy do domu.
~~~
-9.45 mamy 15 minut!-krzyczy gdy przebiegamy przez barierkę.
Po chwili już spoimy przy wielkim parowozie.
-Macie bilety?-pyta nas
Każdy z nas pokazuje mu,a on tylko uśmiechnął się.Braci przytulił a raczej chciał bo skończyło się na podaniu dłoni i przyjacielskim uścisku,za to mnie wyściskał tak mocno że ledwo co oddychałam.Po czym z walizkami zaczęłam pchać się do pociągu.Wszystkie przedziały były pełne tylko jeden zupełnie pusty.Usiadłam w nim i za pomocą różdżki wsadziłam walizki i oczywiście moją sowę.Po chili drzwi przedziału się otworzyłam i zobaczyłam w niech Erica.
-Cześć-powiedziałam do niego.
<Eric?>

Ombrelune: Od Adama cd. David'a

- Ja już nim jestem - zaśmiałem się. Podobał mi się ten typek. Będzie z nas jeszcze niezły duet. Rozglądałem się po półkach, szukając czegoś ciekawego. - O! - wziąłem do ręki paczkę cukierków o nazwie Wymiotki Pomarańczowe - coś w sam raz dla nas. Biorę! I to. I to, to, to... - chodziłem między regałami, chwytając w ręce wszystko, co wydawało się przydatne. Blondasek robił to samo. Śmiał się. Podejrzane.
Wyszliśmy ze sklepu obładowani tobołkami. Wydałem prawie wszystko, co dał mi ojciec, więc w dalszych zakupach musiałem wykluczyć z listy mniej potrzebne rzeczy, jak podręczniki. Na szczęście miotłę już miałem. Co by to było, gdyby mi nie starczyło... Każdy szanujący się gracz musi posiadać godny sprzęt.

* 1 września, Peron 9 i 3/4 *

Nikt mnie nie odprowadził. Zaskoczenie? Oj, nie bardzo. Na peronie spotkałem Davida. On również był sam.
- Hej, Blondasku! - przywitałem się po przyjacielsku, jak zwykle szczerząc przy tym zębole. - Gotowy na przejazd expressem z laskami, przejazd do Beauxbatons i całodobowe, całoroczne mieszkanie w bezpośrednim towarzystwie lasek?

David, gotowy? ;d

Bellefeuille: Od Erica cd. Mai

Przeddzień wyjazdu do akademii. Mama przynosiła ze strychu coraz to nowe kuferki, walizki, kufry i walizeczki, a ja gromiłem ją wzrokiem z każdym nowym gratem w moim pokoju. Wreszcie do akcji wkroczył tata.
- Kochanie - załamał ręce, w międzyczasie przeciskając się do mojego łóżka przez ogrom skrzyń i plecaków - Kochanie - powtórzył, stając oko w oko z małżonką - jestem pewien, że nasz młody czarodziej poradzi sobie spokojnie z jednym kufrem!
"Młody czarodziej..." - powtórzyłem w myślach - "Młody PÓŁczarodziej" - poprawiłem ojca również w myślach. Dla nich nie miało to znaczenia. Mama w ogóle nie mieszała się w sprawy magii. Ojciec był czarodziejem czystej krwi. Bardzo ambitnym i zdolnym zresztą. Pewnie sam wyśmiewał się ze szlamów w moim wieku. Chyba zauważył moją posępną minę, bo poprosił matkę o zostawienie nas samych.
- Martwisz się czymś? - zagaił, gdy wyszła.
- Nie. - uciąłem. Tak było łatwiej.
- Oczywiście, wiem, martwisz się. Akademia nie jest taka straszna, jak może ci się wydawać. Na pewno znajdziesz tam wiele przyjaciół. Fajny z ciebie gość!
Nie miałem ochoty słuchać jego gadania. On i tak nie wie, co mnie tak naprawdę martwi. Stara się, ale to nie wystarcza. Nie w tym przypadku...
- Dzięki, tato - rzuciłem - Mogę się spakować?
Poczułem ulgę, kiedy zostałem w pokoju sam. Wcale nie miałem zamiaru się pakować. Przynajmniej nie tak od razu. Miałem dużo ważniejsze rzeczy do przemyślenia.

* 1 września, Peron 9 i 3/4*

Zostałem odprowadzony przez całą rodzinę. Cała radość, którą czułem w chwili otrzymania listu, gdzieś prysła. Myślałem tylko o tym, by trafić do przedziału razem z kimś miłym. Znałem do tej pory tylko Mai i tą rudowłosą Jane. Zaklinałem się, by nie spotkać tego blondyna, który wyśmiewał się ze mną przez sklepem. Coś mi mówiło, że nie będzie to miła znajomość.
Nieśmiało zapukałem do drzwi jednego z przedziałów.
- Proszę - odpowiedział mi dziewczęcy, równie nieśmiały głos. Coś mi mówiło, że wiem, do kogo należy.
- Mai - uśmiechnąłem się. Odwzajemniła to. Byłem ciekawy, czy też poczuła ulgę, że mnie widzi. Włożyłem mój kufer na półkę i usiadłem na przeciwko niej. Wyciągnąłem z kieszeni płaszcza pudełko uwielbianych przeze mnie wiśni w czekoladzie. Podsunąłem je nieśmiało towarzyszce podróży.
- Dziękuję - sięgnęła po cukierka.
- Zdenerwowana?
- Bardzo... A ty?
- Jak nigdy...
Nagle drzwi do przedziału się otworzyły...

Kto do nas dołączy?

Ombrelune: Od David'a cd. Adama

Przyznam że ten Adam mnie śmieszył ale nie wypadało mi się z nim wygłupiać
tak nie przystoi! Bardzo zastanawiałem się czy może jednak spróbować się po
wygłupiać... Może być fajnie?
- Dobra Adam... Może chodźmy do sklepu.. Magiczne Dowcipy? - Spytałem
unosząc brwi w górę i dół.
- O widzę że Pan Wielki i Poważny Arystokrata wreszcie załapał!
- Tak załapałem - Udałem dumnego podnosząc głowę wysoko
- No właśnie widzę. To Chodźmy! - Powiedział i ruszył przed siebie
- Nie chcę nic mówić ale to w tamtą stronę - powiedziałem wskazując mu przeciwną
stronę którą szedł
- Phi.. Przecież wiem - I zaczął udawać obrażonego na co zacząłem się śmiać
~* 10 min. później *~
- Hej Blondasku pacz ile tu jest FAJNYCH RZECZY! - Powiedział po czym ruszył
oglądać rzeczy
- Nie mów do mnie blondasku!
- Oj już dobrze blondasku.. - I wyszczerzył ząbki
- Hej pacz! - Zawołałem go - To na pewno się przyda... - Pokazałem mu pióro
samo piszące i zmywacz siniaków.
- A po co ci to? - Zapytał
- No jak to po co! - Udałem wielce zaskoczonego - A jak będzie trzeba coś napisać?
Coś długiego, że szybciej ręka odpadnie niż to napiszesz?. A to! Jak będzie trzeba
nauczyć kogoś szacunku? - i zacząłem podnosić brwiami w górę i w dół. - Bo naprawdę
jestem ciekaw jak podrywał być dziewczęta z siniakiem na przykład..? - Udałem zamyślonego
- Z limem pod okiem? - I wyszczerzyłem zęby - Bo mam nadzieje że będzie nas dwóch podrywaczy?

Adam? :P                                       

Bellefeuille: Od Mai

Siedziałam na łóżku, wpatrując się w otwarty kufer. Moja szafa nie zawierała zbyt wiele ciuchów, mimo że mieszkałam w Paryżu, więc bez problemu zmieściłam w środku wszystkie książki, sprzęty, większość ubrań i szaty.
Nagle w drzwiach stanął Aaron. 
- Denerwujesz się? - spytał opierając się o framugę z rękami w kieszeni. 
Wzruszyłam jednym ramieniem. mężczyzna usiadł obok mnie.
- Nie martw się, w akademii jest świetnie. Tamte lata należą do najlepszych w moim życiu. I w twoim treż będą. 
Spojrzałam mu w oczy. Obiecujesz?
- Obiecuję.

~*~
1 września, Peron 9 i 3/4
~*~

Pocałowałam Aarona w policzek i znalazłam wolny peron. Walizka leżała już bezpiecznie na półce bagażowej. Szaty miałam przygotowane w torbie, którą miałam na ramieniu, a pieniądze schowane w sakiewce. Aaron machał mi szeroko uśmiechnięty na pożegnanie. Odmachałam mu. 
Nagle ktoś zapukał w drzwi.

Dokończy ktoś? 

wtorek, 27 sierpnia 2013

Bellefeuille: Od Erica cd. Jane

Poczułem ulgę dowiadując się, że spotkana dziewczyna jest czarodziejką półkrwi, toteż poszedłem z nią do Ollivander'a mimo, iż tak serio kupiłem różdżkę rano... Niemal zapadłem się pod ziemię, kiedy właściciel sklepu spytał:
- Witaj znów, Eric. Z różdżką coś nie tak? - Jane spojrzała na mnie badawczo.
- Nie. Wszystko dobrze. - burknąłem, czując na sobie jej spojrzenie. W czasie, gdy pan Ollivander wybrał się na zaplecze w poszukiwaniu różdżki dla mojej rudowłosej towarzyszki, ta zapytała z wyrzutem:
- Dlaczego mnie okłamałeś?
- Nie wiem - odparłem. Nie wiedziałem. - Głupio było ci odmówić... - byłem przekonany, że będzie zła. Koszmarnie zła. Zaskoczyła mnie. W jednej chwili jej grymas złości zmienił się w pogodny uśmiech. Zapewniła mnie, że nic się nie stało i poprosiła, bym na przyszłość był bardziej śmiały. W tej chwili z zaplecza wyszedł pan Ollivander z kilkoma pudełeczkami w rękach. Podał jej hebanową, długą różdżkę i zachęcił ją, by wypróbowała jakieś zaklęcie.
- Wingardium Leviosa - podpowiedziałem jej. Pamiętałem kilka z książki otrzymanej od ojca.
- Wingardium Leviosa - powtórzyła Jane, wskazując różdżką na stojący na biurku kałamarz. W tym samym momencie szklane naczynko pękło, a cały mebel zalał się atramentem. Spanikowana dziewczyna pospiesznie oddała magiczną pałeczkę sprzedawcy.
- Głupstwo - zaśmiał się, po czym jednym zaklęciem naprawił wyrządzoną przez klientkę szkodę. Następnie podał jej króciutką różdżkę wykonaną z osiki.
- Włos jednorożca - powiedział.
- Lumos - powiedziałem ja. Jane powtórzyła. O ile zaklęcie powinno powodować zapalenie się światła na końcu różdżki, o tyle to spowodowało... Zapalenie się różdżki! Opanowany pan Ollivander błyskawicznie ugasił pożar i schował ją w nienaruszonym stanie z powrotem do pudełka.
- Może ta? - zapytał, wręczając mojej koleżance brązowe pudełeczko - Wierzba, pióro feniksa, idealna do zaklęć i uroków.
- Ty ją wypróbuj! - wyciągnęła rękę z różdżką w moją stronę.
- Nie, nie, nie! - zaprzeczył sprzedawca - to ma być twoja różdżka.
Zrezygnowana dziewczyna ostrożnie chwyciła przedmiot i powtórzyła "Wingardium Leviosa", wskazując na jedną z różdżek leżących na biurku, która uniosła się do góry, nie czyniąc żadnych szkód.
- Biorę! - stanowczo powiedziała Jane, zapłaciła i wyszliśmy ze sklepu.

Jane? Czy teraz mnie ochrzanisz za kłamstwo?

Bellefeuille:Od Erica cd. Mai

- Jak to jest mieć rodzinę? - zapytała mnie Mai. Przestraszyło mnie to pytanie. Nie za bardzo wiedziałem, co jej odpowiedzieć, by nie pogrążyła się w jeszcze większym smutku. Niemo wpatrywała się w brukowaną ulicę. Wiedziałem, że niecierpliwie oczekuje mojej odpowiedzi.
- Wiesz... Rodzina to grupa ludzi, która się kocha, wspiera i zawsze może na siebie liczyć...
- Wiem, co to rodzina - przerwała mi - Ale... Jak to jest?
Znałem Mai krótko. Bardzo krótko. Od rana, gdy przewróciłem się koło sklepu Ollivander'a minęło 8 godzin. Mimo tego pragnąłem, by czuła, że jestem blisko. Chciałem być dla niej kimś więcej, niż tylko twarzą mijaną na korytarzu, której właściciela trzeba sobie przypominać, gdy nas minie. Dlatego coś we mnie pękło i wypowiedziałem do niej więcej słów, niż do jakiejkolwiek innej osoby znanej przez tak krótki czas.
- Jest to życie z świadomością, że ktoś na ciebie czeka, gdy wracasz z wyjazdu, że ktoś się o ciebie martwi, kiedy spóźnisz się do domu, że ktoś cię okrzyczy kiedy zbijesz wazon, i że zawsze ktoś ci wciśnie śniadanie do szkoły - uśmiechnąłem się. Zacząłem poważnie, ale końcówką chciałem ją rozbawić. Nie wyszło mi. Dalej wpatrzona była w jeden punkt. Nagle się odezwała:
- Mnie to by mogli nawet bić za to, że się spóźniam, jeśli tylko bym wiedziała, że zrobili to z troski...
Nie rozumiałem tego, co powiedziała. Nigdy nie zrozumiem. Siedzieliśmy w ciszy, wpatrując się w jeden punkt.
- Muszę już iść - podniosła się i przeszła kilka kroków, nie czekając na moją reakcję. Wstałem szybko i podbiegłem do niej.
- Spotkamy się jeszcze?
- Chyba dopiero w Expressie. Już niedługo odjazd do Akademii.
- Mam nadzieję... - zacząłem niepewnie. Nie mogłem przewidzieć jej reakcji.
- Bądźmy w jednym domu. Nie jesteś tacy jak oni. Nie jesteś tylko twarzą mijaną na korytarzu - czytała mi w myślach. Chciałem ją odprowadzić, ale czułem, że pragnie zostać sama. Pożegnaliśmy się, po czym każde odeszło w swoją stronę...

THE END

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Ombrelune: Od Ell cd Davida


- Ja chcę lody włoskie - powiedziałam do pani - pół czekoladowe pół waniliowe i jeszcze polewa toffi.
Sprzedawczyni podała cenę a ja już chciałam zapłacić tylko David mnie wyprzedził.
- Zwariowałeś?! - zapytałam go kiedy wychodziliśmy z lodziarni.
- Nie, tylko nie jestem sknerą - oznajmił.
- Nie byłbyś. - powiedziałam. - masz coś jeszcze do kupienia?
- Tak, książki... Tylko z lodem mnie nie wpuszczą.
- Kto by się spodziewał - zadrwiłam.
- A ty musisz coś jeszcze kupić?
- Nie, tato wziął wszystko a ja wracam do domu siecią fiu. - powiedziałam wyjmując z kieszeni szortów mały srebrny woreczek.
Chwilę tak rozmawialiśmy a kiedy zjedliśmy lody udaliśmy się do Esów i Floresów.
- Daj mi ta miotłę i resztę a sam idź szukaj książek - powiedziałam wystawiając ręce po rzeczy.
- Weź miotłę, jest w miarę lekka a resztę wezmę ja. - powiedział.
- Okej. - wzięłam miotłę i koszyk na książki.
David tylko westchnął i poszedł przed siebie.
<David? Sorry, że tak krótko... i nie dokańczaj jak nie chcesz bo widzę jaki jesteś zawalony opowiadaniami ;p>

Bellefeuille: Od Mai: c.d. David'a

Rozejrzałam się dookoła. Jak dla mnie było tu zbyt tłoczno i kolorowo. 
Podeszłam do jednej z półek. Było na niej poustawiane kilka małych, niepozornych pudełeczek. A na nich szary napis: ZJEDZ I BĄDŹ TRUPEM PRZEZ PEŁNĄ GODZINĘ!  Wzięłam do ręki. Szkoda, że tylko na godzinę... 
Zerknęłam na David'a:
- To jest nawet niezłe.

David?

Bellefeuille: Od Mai: c.d. Eric'a

Skrzywiłam się. Za dużo mówię. Zdecydowanie za dużo! 
- I co z tego? Możesz być i zwierzęciem jeśli ci się podoba - mruknęłam zerkając na resztkę loda w wafelku. Jakoś straciłam apetyt. Przypomniałam sobie tamte dzieci. Potrząsnęłam głową i zasępiłam się.
- Yyy... - zawahał się. - No zwierzęciem to nie jestem... 
Rzuciłam mu przenikliwe spojrzenie, aż musiał odwrócić wzrok. Wyrzuciłam resztkę loda do kosza i objęłam kolana ramionami. 
- Jak to jest mieć rodzinę? - spytałam po chwili cicho wpatrując się w wybrukowaną ścieżkę. 

Eric?

niedziela, 25 sierpnia 2013

Ombrelune: Clarisse C.D. David'a





Uśmiechnął się i wyciągnął rękę by się przywitać.
-Clarisse La Rue, czystej krwi to chyba oczywiste...
-Po twoim koszulce raczej tak...
Uśmiechnęłam się i wyszłam ze sklepu, David wyszedł za mną.
- W którą stronę się wybierasz? - Spytał
- Jeszcze idę odebrać miotłe, którą oddałam do renowacji.
- Jaki model?
-Błyskawica.
- Masz tę miotle?
- A co?
- Nic, mogę pójść z tobą?
- Czemu nie.
Szliśmy, a raczej przejechaliśmy się przez tłum czarodziejów.
Weszliśmy do sklepu, podeszłam do kasy.
- Dzień dobry...
- Panna La Rue, zgaduję że po miotłę...
- Tak.
Podała mi spore pudełko z moją miotłą. Wyszliśmy ze sklepu.
- no to dziękuję za towarzystwo. Zgaduje że jesteś fanem quidicha.
- Skąd wiesz.
- Patrzysz się na tą miotłę jak Frank na ubrania.
- kto?
- Nieważne, jak coś to wpadaj do mnie mam boisko do quidicha, a niedługo odwiedza mnie kuzyn z drużyną, chętnie z tobą zagrają.
- A twoi rodzice?
- Nimi się nie przejmuj, oni są za granicą. Dzisiaj o 20.30 zaczyna się mecz, ale przyjdź wcześniej to poznasz drużynę narodową Norwegii... Mieszkam 6 domów dalej od ciebie. Raczej będziesz wiedział, szukaj wielkiej bramy.
<David>

Papillonlisse:Od Jane Do Erica


Madame Malkins mierzyła już inną osobę.Spojrzała na nas po czym zawołała dwie pomocnice.Te zaczęły nas mierzyć.Po twarzach można było poznać że są córkami Madame Malkins straszliwie były do nich podobne.Po zmierzeniu zaczęły szyć znaczył nie dosłownie bo magie robiła prawie wszystko za nie.Po chwili oddały nam szaty.Zapłaciłam za nie tak sam jak Eric.Po czym wyszliśmy ze sklepu.
-Jak myślisz gdzie będziesz?-spytałam
Zamyślił się przez chwilę.
-Może w Bellefeuille-powiedział-a ty?
-Zawsze chciałam iść do Papillonlisse-powiedziałam-tam gdzie trafili moi rodzice oraz bracia.
-Czyli jesteś czystej krwi?-spytał
-Skądże znowu-zaśmiałam się-jestem pół krwi
-Tak samo jak ja-powiedział chyba bardziej pewnie
-To teraz po różdżkę chyba że ty masz już kupioną?-spytałam
-Nie nie mam więc możemy pójść-powiedział
Zaczęliśmy iść w stronę Olivander'a.Na ulicach było wiele ludzi lecz nie mogłam znaleźć mojego taty i brata.Wreszcie doszliśmy do sklepu.Przy ladzie siedział Olivander, spojrzał na nas i obdarzył nas promiennym uśmiechem.
<Eric?>

sobota, 24 sierpnia 2013

Bellefeuille: Od Erica cd. Jane

    
Eric wysłuchawszy opowieści ojca o sprzęcie do Quidditcha, zaczął rozglądać się za piękną Mai. Ta jednak rozmawiała w najlepsze z tym blondynem... Chłopak miał właśnie wybrać się do sklepu z szatami dla czarodziei, kiedy wpadła na niego rudowłosa dziewczyna z nosem w książce.
- Przepraszam - odezwała się grzecznie.
- To nic - wydukał chłopak. Nie lubił rozmawiać z ludźmi, a tym bardziej z płcią przeciwną. Nie to, że nie lubił ludzi... Po prostu był nieśmiałym chłopakiem. Chciał zręcznie wyminąć dziewczynę, zanim zrobi z siebie totalne pośmiewisko, jednak ta zagadnęła:
- Pierwszy rok w Beauxbatons?
- No...
- Ja też. Właśnie robię zakupy z tatą i bratem.
- Mhm... - mruknął chłopak. Nie chciał zrażać do siebie nikogo, zwłaszcza przyszłej koleżanki z klasy, ale po prostu nie potrafił inaczej. Ta jednak nie wyglądała na zniechęconą, przynajmniej starała się tego nie okazywać. Wyręczyła nawet nowego znajomego w pytaniu:
- Wybierzesz się może ze mną do Madame Malkins?
- Tak. Chodźmy. - Eric ruszył z miejsca. W głowie układał sobie, o czym by tu porozmawiać z koleżanką. Wreszcie uświadomił sobie, że nadal nie wie, jak owy rudzielec ma na imię.
- Jak ci na imię? - nieznajoma znów czytała w jego myślach.
- Eric. A tobie?
- Jestem Jane - uśmiechnęła się ślicznie.
Ani się obejrzeli, jak stanęli przed sklepem, do którego zmierzali. Weszli do środka, a dzwoneczek u drzwi ogłosił, że nadchodzi nowy klient.

I co się tam działo, Jane?

Ombrelune: Od Adama cd. David'a

Jak co weekend Adam wstał rano i zaspany poszedł do kuchni. Była niedziela. Wszyscy jak zwykle zasiedli do śniadania, po czym jego ojciec, doskonały czarodziej, rzekł do niego obojętnym i lekceważącym, jak się chłopakowi zdawało, głosem:
- Synu, dziś wybierzesz się na Plac Horkruksów. Dam ci 2000 galeonów. Powinno starczyć na podstawowe przybory.
- Przybory do czego?! - chłopak nagle się rozbudził.
- Wybierasz się do Beauxbatons, mój chłopcze.
"A, więc taki wymyśliliście sposób, by pozbyć się mnie z domu..." - pomyślał, jednak nic nie powiedział. Dziwiło go tylko to, że nie zobaczył nawet listu od zarządu akademii. Był zdania, że w tym domu nikt się z nim nie liczy.
Po śniadaniu jak najszybciej wyszedł z domu. Marzył, żeby nie wracać tam aż do odjazdu. Właśnie przechodził obok sklepu z miotłami. Jego wzrok przykuła Błyskawica. Była marzeniem każdego szanującego się gracza. Wciąż szedł, nie odwracając głowy od kolorowej wystawy. Nagle wpadł na kogoś i oboje wylądowali na ziemi.
- Ej! Uważaj jak leziesz! - nieznajomy chłopak szybko wstał otrzepując się, po czym obdarzył Adama badawczym spojrzeniem - Ktoś ty? - zapytał lekko lekceważącym tonem.
- Mów mi Adam blondasku - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, usatysfakcjonowany swoim docinkiem.
- Ja ci dam blondaska ty... ty... - nieznajomy kipiał złością.
- Spoko loko luzik spontan. Joke taki. Jak ci tam..?
- David. A bo co?
- Gó*no - Adam szyderczo się zaśmiał - czy wielmożny panocek miałby ochotę potowarzyszyć mi, plebsowi, przy zakupach do Beauxbatons? - David najwyraźniej zrozumiał wreszcie, że nowy znajomy tylko się z niego zgrywał, więc, choć był lekko urażony, przystał na propozycję.
- Jesteś czystej krwi? - spytał "Blondasek" szybko.
- Pewka - Adam znów się szczerzył - Strzelam, że ty też?
- Wiadomo - David dumnie wypiął pierś.
Szli razem przez Plac Horkruksów. David jak zwykle poważny, odpowiadał półsłówkami na pytania towarzysza. Adam, również jak zwykle, dokazywał, skakał i żartował z mijanych ludzi. Dużą przyjemność sprawiało mu zaczepianie dziewczyn. Kolega patrzył na jego wygłupy z wyższością i lekkim niesmakiem.

David?

Ombrelune: Od David'a C.D. Clarisse

To była katorga! Ten stary dziad nie dość że nie zwracał na mnie uwagi to nie
wiedział czyim jestem synem no proszę! Przecież nie raz przechodziliśmykoło
jego sklepu i jakoś zawsze wiedział jak mamy na nazwisko gdy się z nami witał..
Żenada!
- Nie Ta nie  - Zabrał mi różdżkę i wręczył inną - To Głóg, Włukno ze smoczego
serca...
Wziąłem różdżkę i po czym się trochę dziwnię po czym się szeroko uśmiechnąłem
Trochę po machałem nią i wypróbowałem zaklęcia po czym powiedziałem
- Biorę ją! - Po czym dodałem sobie pod nosem - Ona musi być moja
- Yyy... Pański ojciec będzie bardzo rad.... W swoim wieku sam bardzo ją chciał..
- Wiem - Uśmiechnąłem się triumfalnie po czym dodałem bardziej ciszej by sprzedawca
nie usłyszał a bardziej do nieznajomej która była obok mnie.. - Będzie czym tępić Szlamy!
- Tylko proszę uważaj na nią chłopcze jest ona bardzo wierna ale i niebezpieczna
najlepsza do... - Chwilę nic nie mówił - Do Czarnej magii... - Powiedział pod nosem
jakby liczył na to że nie usłyszę - I do Obrony przed czarną magią..
- Proszę się nie martwić jest w dobrych rękach - Uśmiechnąłem się złowieszczo po czy
zwróciłem się do dziewczyny obok mnie - David Martines oczywiście czysta krew jest.
Uśmiechnąłem się i wyciąłem rękę by się przywitać

Clarisse?

Ombrelune: Od David'a C.D. Mai

- Sam nie wiem... - Powiedziałem zamyślając się. Po chwili dodałem - Do Ombrelune
- Aha rozumiem. To co robimy?
- Może chodźmy do "Magiczne Dowcipy?
- A po co?
- Może być śmieszne! I mogą być tam jakieś fajne rzeczy by później porobić sobie
żarty!
- No ok to chyba jest w tamtą stronę chodź - Poprowadziła nas i już po chwili byliśmy
na miejscu.
- Pacz ile tu jest rzeczy! - Powiedziałem podchodąc do różnych półek by brać do
rąk i oglądać różne rzeczy
- Co to jest ? - Spytała Mai podchodząc do mnie i wskazując na przeźroczyste pudełko
w moich rękach
- To.. Jadalne Mroczne Znaki - I wyszczerzyłem ząbki do niej - Bardzo dobre są!
Obowiązkowo musimy wziąć! O i to, i to,to,to - Zacząłem brać różne rzeczy a ona
śmiać się ze mnie - Z czego się śmiesz? - Zrobiłem naburmuszoną minę
- Z ciebie zachowujesz się jak małe dziecko..
- Oj tam oj tam... O! to na bank mi się przyda!
- Co to ?
- Zamazywacz siniaków - I znów się wyszczerzyłem do niej - A tobie się coś tu podoba?

Mai?

Ombrelune: Od David'a C.D. Ell

- Hym... Nie trzeba.. Zaraz wrócę poczekasz?
- Tak  - Odpowiedziała po czym wszedłem i po 10 minutach wyszedłem z miotłą
- Już, idziemy na lody?
- Na lody?
- No tam za rogiem jest Lodziarnia Floriana Fortescue. Są tam lody i inne desery lodowe
o każdym smaku ! Fajnie nie?
- No dobra to chodzimy - Uśmiechnęła się po czym ruszyliśmy.
Po kilku minutach byliśmy już w lodziarni i zamawialiśmy lody.
- To ja może... Wezmę 4 gałki, Truskawkowy z miętą, Kokosowe, dyniowe i.... o smaku
kiwi, posypkę te cukiereczki - Wskazałem na jakiś słoik z posypką - I Polewę Czekoladową
- Już się robi - Powiedział kaiser miło się uśmiechając - A ty kochana? - Zwrócił się do Ell..
- Na jakie masz ochotę? - Uśmiechnąłem się szeroko

Ell?

Nowy Uczeń!

Witajmy w Beauxbatons!

http://30.media.tumblr.com/tumblr_lo4496a4bR1qmdm18o1_400.jpg

Adam Brooks -Ombrelune

Papillonlisse: Od Sarah do Nikity

Akademia Magii Beauxbatons. Szkoła, o wstąpieniu do której bez wątpienia marzy każdy młody czarodziej. Mnie udało się tam dostać. Nazywam się Sarah Morgan i jestem mugolką, mimo to chodzę do szkoły dla czarodziejów. Zamierzam ukończyć akademię z jak najlepszymi wynikami i udowodnić, że tacy jak my również mogą zostać czarodziejami. Gdyby tak nie było to czy dostała bym sowę z listem z Beauxbatons? No właśnie. Na początku moi rodzice byli temu przeciwni, ale pokazałam im swoje zdjęcia z dzieciństwa. Na prawie każdym z nich byłam przebrana za czarodziejkę, nie mogli się nie zgodzić.
Gdy przemierzałam księgarnię na Placu Horkruksów w poszukiwaniu podręczników natknęłam się na pewną dziewczynę wyglądała na miłą więc zagadałam:
- Witaj. - powiedziałam chcąc nawiązać kontakt.
- Cześć. - odpowiedziała dziewczyna odrywając wzrok najprawdopodobniej od listy zakupów.
- Czy ty też wybierasz się do Akademii Beauxbatons? - spytałam z ciekawości.
-Chyba jak my wszyscy tutaj - odparła roześmiana. - nikt inny nie ma tu wstępu. Tak sądzę. - w tej chwili roześmiałyśmy się obie. Kiedy wreszcie się ogarnęłyśmy powiedziałam:
- Jestem Sarah, a ty?
- Nikita. Miło mi.
- Mnie również. - przyznałam niskim głosem poważnego mężczyzny i znów wybuchnęłyśmy śmiechem. - Na którym jesteś roku? - pytałam dalej próbując podtrzymać rozmowę.
- Dopiero na pierwszym. - odpowiedziała najwyraźniej tym niezadowolona - Po twoich zakupach widzę, że ty też?
- Taa. Będziemy siedziały na zajęciach razem? Wolę mieć pewność, że siedzę z kimś kto akceptuje mugoli. Bo akceptujesz ?

Niki?

Ombrelune: Od Clarisse Do David'a





Co ja wam będę zanudzać moim życiem, więc pozwólcie że zacznę od dostania listu od Akademii Magii Beauxbatons . Był to piękny sierpniowy ranek... Dobra, dobra już nie będę was kłamać no to była jakaś 11.45, wstałam i zjadłam śniadanie przygotowane przez skrzata domowego-Franka. Nie jest on zniewolony nie... Pracuje zamianę za domek daleko od miasta. Zawsze znika kiedy się budzę. Przebrałam się w koszulkę z napisem " zabiję was szlamy" , do tego, skórzana ramoneskę, czarne dżinsy i czarne buty z ćwiekami. Śpiewam włosy w koka i wyszłam na taras za domem, gdzie czekała na mnie kawa i rogalik oraz poczta. Jak zwykle podziwiałam 16 hektarowe ogrody z wielkim słonym jeziorem. W końcu dobrałam się do poczty. List od matki że musi jeszcze zostać w Anglii, potem jedzie do Polski następnie do Szwajcarii. Następny to ci niespodzianka, od ojca wróci na przed świętami. Kolejny, rachunek za prąd. Ostatni list od Akademii Magii Beauxbatons. Zostałam przyjęta do szkoły magii. No to na zakupy. Pojechałam na Plac Horkruksów . Dobra najpierw wejdę po książki. Trochę ich było... Potem po mundurek, jak zwykle sprzedawczyni trochę po marudziła , ponieważ ja mam duże wymagania, ale sprzedała mi to czego chciałam. Jeszcze weszłam do kilku sklepów. Postanowiłam odpocząć w lodziarni, zamówiłam to co zwykle czyli kawę mrożoną. Zaczęłam sobie wymieniać wszystko. Brakowało tylko jednej rzeczy różdżki. Poszłam więc do sklepu Olivanderów . Weszłam do środka stał tam blondyn.
- Hej- powiedziałam bez entuzjazmu. Zauważyłam że właśnie podszedł sprzedawca
- Witam panno La Rue i ciebie - spojrzał na chłopaka-... Przepraszam że nie pamiętam twojego nazwiska.
-Martines.- Powiedział chłopak
- Niech pan spróbuje tej.- sprzedawca podał mu różdżkę. - A dla pani, zaraz niech się zastanowię...- poszedł po dwie różdżki.- niech panienka spróbuje tej.- podał mi jasną wierzbową różdżkę- rdzeń jest wykonany z włosa syreny.
Wzięłam różdżkę do teki i macham w stronę ołówka który sobie leżał na stole. Zamienił się w pył.
- Nie, Nie stanowczo nie ta... Spróbuj tę- podał mi cisową różdżkę.- rdzeń z włosa trastrala.
Machnęłam w stronę wazonu rozpadł się na mikroskopem części.
- Halo ja też tu jestem - powiedział blondyn.
- Ach tak, czyli ta nie... Może ta..- podał mu inną różdżkę.potem zwrócił się do mnie- hm... Może ta.- poszedł do sejfu. Otworzył i wyjął jedno z czterech pudełek z różdżkami . Było one niebieskie koloru lazuru. Wyjął ostrożnie czarną różdżkę z niebieskimi zdobieniami na rączce. Wzięłam ją do ręki poczułam impuls przechodzący przez moje palce aż do mózgu. - Ciekawe, właśnie ta różdżka z łuską hipokampa jest przypisana tobie...- spojrzał w stronę chłopaka.- nie ta nie...- sięgnął po drugie pudełko z sejfu. Wyciągnął różdżkę i podał ją chłopakowi.
<David?>

Papillonlisse:Od Jane Do Eric


Dzień zaczął się jak co dzień. Zeszłam gdzieś tak o 10 do jadalni.I jak to mój ojciec mówi modliłam się nad jedzeniem.Maxime z nudów wystrzelił z łyżki trochę owsianki wprost na mnie.Warknęłam na niego,wstałam od stołu i odwróciłam się napięcie.
-Co jej jest?-spytał taty
-Jeszcze nie dostała listu a minęły trzy dni odkąd skończyła 13 lat-powiedział
-Ruda ,pamiętasz jak my czekaliśmy na list 2 tygodnie?-spytał drugi brat
-Tyle że wy urodziliście się w Czerwcu,a ja w Sierpniu i coraz mniej czasu mam na kupienie wszystkich tych ksiąg i całej reszty-odwróciłam głowę
Poszłam do siebie usiadłam na łóżko i wbiłam wzrok ścianę gdzie wisiał obraz mojej mamy która uśmiecha się do małego dzieciątka na rękach i kręci się z nim.Ten maluch na zdjęciu to byłam ja.Już miałam płakać ,oczy zrobiły mi się czerwone gdy ciszę przerwało stukanie do okna.Siedziała tam sowa która niosła coś w swoim dzióbku.Był to list.
***
Minął tydzień odkąd dostałam list.Razem z tatą i Nicodème.Kupiliśmy książki ,oraz zwierzaka.Brat tak się cieszył że wybrałam sowę a nie kota że aż trzy klatki wywalił.Powiedziałam im że chcę iść się przejść,z jednym zastrzeżeniem puścili mnie wolno a mianowicie że mam" nie wpaść w żadne kłopoty".Zaczęłam iść z książką przed nosem nagle na kogoś padłam.
-Przepraszam-powiedziałam
<Eric?>

Bellefeuille: Od Erica cd. Mai

Eric w ciszy jadł czekoladowe lody, które zresztą uwielbiał, ukradkiem spoglądając na Mai. Trochę umorusała się deserem, jednak nie potrafił powiedzieć jej nawet tego. Odrobinę też uważał, że towarzyszka wygląda bardzo uroczo z plamką na nosie - tego już w ogóle nie chciał jej mówić. Z chwili na chwilę, nawet sam o tym nie wiedząc, przypatrywał się dziewczynie coraz to intensywniej. Widać musiała to wyczuć, gdyż uniosła brew zerkając na niego. Szybko spuścił wzrok, jednak po chwili zastanowienia nieśmiało podniósł oczy. Mai patrzyła na niego z serdecznością, jednak czuł, że jest zmęczona jego dziwactwami. Postanowił wziąć się w garść.
- Jesteś tu... Hmm... - wskazał na swój nos, dając koleżance do zrozumienia, iż powinna się wytrzeć. Tym razem ona się zawstydziła i zaczęła szukać chusteczki. Eric wyciągnął całą paczuszkę z kieszeni spodni i podsunął ją dziewczynie.
- Dziękuję - uśmiechnęła się promiennie.
- Masz... Twój dziadek... Jest miły.
- To nie mój dziadek. Ja nie mam rodziny... - nagle zrobiło się wokół bardzo smutno.
- Opowiedz mi trochę o sobie. - poprosił chłopak, gdyż nie był mistrzem konwersacji.
- Moi rodzice zginęli, gdy byłam bardzo mała. Zostałam przeniesiona do domu dziecka. Nie życzę nikomu tego, co przeżyłam. Byłam inna. Wytykano mnie palcami. Nie miałam tam przyjaciół. Uciekłam więc, kiedy miałam 9 lat i schroniłam się właśnie u Aarona. To mój opiekun i nauczyciel.
- Jesteś mugolką? - Eric wyraźnie się ucieszył.
- Nie. Czarownicą. Czystej Krwi.
- Hmmm...
- Dlaczego tak was to wszystkich interesuje? Mugole i Czarodzieje Półkrwi są tacy sami jak my!
- To nie tak, Mai. - chłopak wziął głęboki wdech, zdając sobie sprawę, że właśnie będzie musiał coś powiedzieć - Ja jestem Czarodziejem Półkrwi - zaczął powoli - Moja matka jest Mugolką. Myślałem, że ty też. Poruszyło mnie to, ale ucieszyłem się, bo nie jestem pewien, czy będę umiał się dogadać z kimkolwiek w tej szkole...

Mai?

czwartek, 22 sierpnia 2013

Bellefeuille: Od Mai: c.d. Eric'a

Rzuciłam Aaronowi porozumiewawcze spojrzenie i zerknęłam na Eric'a.
- Owszem, udzielam się artystycznie, jeśli można tak to ująć. Śpiewam i gram, choć rzadko. 
- Hmm... - wymamrotał i wbił wzrok w ziemię. Starałam się sprawiać wrażenie, że nic nie zauważyłam i patrzyłam przed siebie. Nie lubię dużo mówić, ale widocznie on tego potrzebował. Westchnęłam w duchu.
- To tutaj - powiedziałam wskazując na niepozorną budkę podeszłam do lady.
- Jaki chcesz smak?
- Czekoladowe - bąknął patrząc na uśmiechniętego sprzedawcę.
- Czekoladowe i ciasteczkowe proszę - powiedziałam.
- Już się robi. 
Po chwili siedzieliśmy niedaleko na ławce i w ciszy jedliśmy lody. Nagle podszedł Aaron.
- Zostajesz, mała? - spytał uśmiechnięty. Kiwnęłam głową. - Dobra, ja wracam do domu, pa! - krzyknął na odchodnym. Pomachałam mu ręką.  Nagle poczułam na sobie czyiś wzrok. Odwróciłam się. Eris. Uniosłam brew zerkając na niego.

Eric?

wtorek, 20 sierpnia 2013

Bellefeuille: Od Erica: cd. Mai


- Ładnie - przyznał chłopak nieśmiało.
- Dziękuję. Ty też wybierasz się na pierwszy rok do Beauxbatons? - zapytała, starając się podtrzymać konwersację.
- Chyba jak my wszyscy - wydawał się nieco już rozluźniony. - Ałaa.. - jęknął w pewnej chwili masując sobie tyłek.
- Na pewno nic ci nie jest? - upewniała się Mai
- Dam radę.
W tej właśnie chwili, kiedy Eric był już niemal przekonany, że zyska sympatię nowej koleżanki, ni stąd, ni zowąd pojawił się jego ojciec z długim pakunkiem pod pachą. Przywitał dziewczynę, ukłonił się przed nią staromagicznym zwyczajem i, o zgrozo, zaczął nawijać Ericowi o zakupionej miotle, nie zważając na towarzyszkę syna, która uważając zapewne, że nie jest już potrzebna, oddaliła się w kierunku poprzedniego rozmówcy.
Jedynym pocieszeniem zawiedzionego takim obrotem akcji chłopaka był fakt, że jego ojciec zakupił mu całkiem niezły sprzęt do Quidditcha, w którego zresztą uwielbiał grać - miotłę Nimbus 2002.
Późnym popołudniem, kiedy dokonano reszty zakupów i męska część rodziny kierowała się ku domowi, Eric zauważył Mai siedzącą na ławce z pewnym starszym człowiekiem. Mógł być to jej ojciec lub opiekun. Przezwyciężając nieśmiałość postanowił podejść do niej i... coś powiedzieć. Im bliżej był ławki, tym bardziej zwalniał, ale dziewczyna w pewnej chwili sama go zauważyła, szepnęła coś towarzyszowi i zbliżyła się do poznanego kilka godzin wcześniej chłopca.
- Witaj, Eric.
Pamięta moje imię! - przemknęło mu przez myśl, jednak chciał sprawiać wrażenie wyluzowanego i ucieszonego z "przypadkowego" spotkania (wcale przecież nie rozglądał się za nią chodząc po Placu). Pragnął powiedzieć coś miłego, ale jednocześnie obojętnego. Zamiast tego wydukał:
- Mai.
"Mai?! Głupi jesteś?! Uzna mnie za gbura..." - zganił się w myślach, jednak koleżanka nie wyglądała na zrażoną.
- Miło, że pamiętasz. Może byśmy się gdzieś przeszli? Chyba, że masz coś przeciwko...
- Tak! Znaczy się nie! Chętnie gdzieś z tobą pójdę...
- Jest tu niedaleko dobra lodziarnia.
Eric bez słowa podążył za śliczną dziewczyną. Niezręczna cisza trwała dobrą chwilę.
- Interesujesz się może... Sztuką? - Mai znowu uratowała ich relację, zarzucając temat do rozmowy.
- Lubię muzykę. Instrumenty. Ale nie gram ani nie śpiewam najlepiej. A ty?

Mai?

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Bellefeuille: Od Mai: c.d. Erica

Obrzuciłam David'a jadowitym spojrzeniem i podeszłam do chłopaka. Nikt nie ma prawa się śmiać z czyjegoś wypadku. Nikt. To boli. Już ja coś o tym wiem.
Wyciągnęłam rękę, uśmiechając się, by zrozumiał, że chcę mu pomóc. Ujął ją niepewnie, a ja pociągnęłam go mocno, aż stanął na nogach. 
- Dzięki - burknął czerwieniąc się. Uśmiechnęłam się lekko.
- Jesteś cały? - spytałam cicho. Kiwnął głową. Zerknął na mnie.
 - Jestem Eric. - przedstawił się.
- Mai. - odparłam przekrzywiając głowę. Trochę dziwnie się zachowywał. 

Eric?

Bellefeuille: Od Mai: c.d. David'a

- Mai Hattori - powiedziałam cicho, mrużąc oczy. Nie podobało mi się jego spojrzenie. Jednak nic nie powiedziałam, tylko patrzyłam na niego podejrzliwie. 
- Jesteś z Beauxbatons? - spytał po chwili nie przestając mi się przyglądać. Kiwnęłam powoli głową. - A do jakiego domu chcesz trafić?
- Nie wiem. - odparłam cicho. Nie wiedziałam. Mimo że Aaron opowiadał mi o domach, nie zastanawiałam się nad tym. Kiwnęłam na chłopaka z niemym pytaniem: A ty?

David?

wtorek, 13 sierpnia 2013

Ombrelune: Od David'a

Jak zwykle co Niedziele poszedłem na Plac Horkruksów by po prostu sobie
po oglądać co nowego jest w sklepach, przy okazji poszukać czegoś dla swojej
siostry lub brata bo wczoraj mama przy jedynym posiłku które jadamy razem(kolacji)
oznajmiła że jest w ciąży co mnie mocno zdziwiło...
Byłem właśnie przy sklepie z miotłami gdy nagle ktoś na mnie wpadł i oboje
wylądowaliśmy na ziemi;
- Ej! Uważaj jak leziesz! - Powiedziałem szybko wstając i otrzepując się po czym
spojrzałem na osobę która na mnie wpadła - Ktoś ty? - Powiedziałem nijakim
ale pytającym głosem

Dokończy ktoś?

Nowa Uczennica!

Witajmy w Beauxbatons!

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKToo8VWfZggz9tKU9jCTOhfndGUN-8MHK0EiplkCwyJpVqJPn_7w7JNp8QAvpSUUzwDHfhFi9YYp35p6-62Ft9QbI-L94XeVAEJlcgQV4-eWIxBRaQ2xD37f78ZX8uBOA0fP9zMH-CG8/s320/165856_418390378184137_29226131_n.jpg

Nikita Udinov - Papillonlisse

sobota, 10 sierpnia 2013

Bellefeuille: Od Erica do Mai

Pan Lotario jak co dzień, przynajmniej od pewnego czasu, chodził w tę i z powrotem od fotela do lampy, od lampy do fotela... Widać było po nim, że na coś czeka. Coś bardzo ważnego, co mogło zmienić jego dotychczasowe życie. Owa rzecz nie nadchodziła jednak, więc dzień po dniu mężczyzna powtarzał swoją trasę coraz bardziej zdenerwowany i przygnębiony zarazem. Nagle jego twarz rozświetlił promyk nadziei. Przez wmontowaną w drzwi lukę na listy wpadło kilka kopert. Pan domu rozpromienił się, jednak wraz z czytaniem informacji na nich jego mina rzedła. "Rachunek, rachunek, rachunek..." - mruczał pod nosem, przekładając kolejne listy pod spód. Rozzłoszczony rzucił korespondencję na stolik i usiadł przed telewizorem.
W tym czasie jego latorośl, Eric, leżał na łóżku w swoim zacisznym pokoju na poddaszu i czytał książkę, którą dostał od taty na dziesiąte urodziny - "Podstawy magii i czarodziejstwa". Od zeszłego miesiąca zdążył przeczytać opasłe tomiszcze 5 razy. Wiedział, że jest pół-czarodziejem. Rodzice nie ukrywali przed nim tego faktu. W chwili, kiedy wołany przez mamę miał zejść na kolację, coś zapukało w szybę. Chłopak nie przejął się tym zbytnio, lecz pukanie się powtórzyło. Mimo niepewności postanowił otworzyć okno. Nim zdążył zamknąć je z krzykiem przerażenia, do sypialni wleciał duży puchacz. W dziobie trzymał zapieczętowaną kopertę zaadresowaną do nikogo innego jak mieszkańca poddasza. Walcząc z lękiem Eric wyciągnął rękę po list. Ostrożnie otworzył kopertę i przeczytał nagłówek: "Akademia Magii Beauxbatons pragnie poinformować Pana o przyjęciu do szkoły magii i czarodziejstwa.". Przez chwilę niemo wpatrywał się w list, próbując rozszyfrować wiadomość. Wtem uśmiechnął się, jakby o czymś sobie przypomniał. Zbiegł na dół.
- Tato, tato - krzyczał, zanim jeszcze znalazł się w salonie
- Co się stało, synu?
- Dostałem list z Akademii!
Chłopak z wypiekami na twarzy czytał ojcu wszystko to, co przed chwilą sam przyswoił. Pan Lotario najpierw się zdumiał, lecz zdając sobie sprawę, że oto jego rodzina dostąpiła tego właśnie zaszczytu, na który czekał od miesięcy, zadowolony zmierzwił synowi blond czuprynę i pospiesznie udał się do kuchni, by pochwalić się żonie.
Wiadomość dotarła do nich stosunkowo późno, toteż już następnego dnia męska część rodziny wybrała się na Plac Horkrusów, by dokonać niezbędnych zakupów. Gdy dla świeżo upieczonego ucznia kupione już zostały wszystkie podręczniki, kociołek, a nawet wspaniała śnieżna sowa, panowie wspólnie udali się do Olivandera, by wybrać pierwszą różdżkę Erica.
- Poradzę sobie. - powiedział z przekonaniem młodzian, pozostawiając tatę na zewnątrz. Sklep zapierał dech w piersi. To musiała być wyłącznie sprawka magii, że w tak mizernie wyglądającym od zewnątrz budynku zmieścił się taki ogrom pudełek i pudełeczek. W każdym z nich znajdowała się niepowtarzalna różdżka, a było ich tak wiele, że zapewne sam pan Ollivander nie był w stanie wszystkich spamiętać. Choć, kto wie? Staruszek miał wszak, jak mówiono, wspaniałą pamięć. Panował tam lekki tłok, gdyż chyba wszyscy pierwszoroczniacy postanowili wybrać się tego dnia po zakup swych pierwszych różdżek. Eric minął się w drzwiach z piękną, ciemnowłosą dziewczyną.
Kupno różdżki nie zabrało mu dużo czasu, gdyż właściciel sklepu był bardzo dobrym przewodnikiem, znającym się na sprzedawanym produkcie. Zdecydował się na ręcznie rzeźbioną różdżkę z tarniny. Wychodząc ze sklepu spostrzegł, że ta sama dziewczyna, z którą minął się wcześniej rozmawia z jakimś chłopcem. Spojrzał w jej oczy i, jak to się często przy pierwszych miłostkach zdarza, fiknął koziołka przewracając się o własne nogi.
- I jak łazisz? - zaśmiał się szyderczo współrozmówca ślicznotki, jednak ta nie zważając na pogardę kolegi, uśmiechnęła się promiennie i pomogła nieborakowi wstać.

Mai?

Ombrelune: Od Davida C.D. Mai

Będąc w sklepie zauważyłem pewną dziewczynę, którą już wcześniej o ile pamięć mnie
nie myli widziałem. nagle ona popatrzyła w moją stronę a ja spojrzałem jej w oczy.
Nie odwróciła wzroku. gdy przeszedł przedemną jakieś małżeństwo szybko wyszedłem
ze sklepu. Po wyjściu ze sklepu czekałem jeszcze chwilkę po czym gdy dziewczyna którą
zauważyłem w sklepie wyszła, zagadałem;
- Czy my się przypadkiem gdzieś nie spotkaliśmy? - Najwidoczniej zaskoczyłem ją
ponieważ szybko z podskokiem się obróciła
- Możliwe... że gdzieś się widzieliśmy..
- Ah tak.. . Nazywam się David. David Martines. - Powiedziałem przyglądając jej się uważnie
od góry do dołu.

Mai?

środa, 7 sierpnia 2013

Ombrelune: Od Ell cd David'a

- Oczywiście, że cię słucham - powiedziałam klepiąc go po plecach. - ale myślę, że troszkę za bardzo dramatyzujesz.
- Dzięki za wsparcie - burknął.
- Przecież cię wspieram tylko... Może chodzi o to, że różdżka jest odpowiednia do czarnej magii i jakby się obawiał, że tak jak ojciec dyskryminujesz mugolaków no i będziesz wobec nich używał takich zaklęć jak... - rozejrzałam się czy nikt nam się nie przysłuchuje po czym zbliżyłam się i powiedziałam mu na ucho - Crucio czy Avada Kedavra.
- To normalne zaklęcia - powiedział na głos.
- To zakazane zaklęcia, David.
- I co?
- Jeszcze tak mówisz?
- Tak - odpowiedział krótko.
- Zmieńmy temat. Na przykład... - Zboczyłam z trasy i przylgnęłam nosem do szyby wystawowej sklepu "Markowe Sprzęty do Quiddicha" David o dziwo nie skrytykował mojego zachowania tylko poszedł w moje ślady.
- Błyskawica - szepnęłam z błyskiem w oku.
- Marzenie każdego gracza i czarodzieja.... - dodał David.
- Interesujesz się quiddichem?
- Ba!
- Jeszcze nigdy to znaczy od godziny, bo tyle cie znam nie widziałam cię tak podekscytowanego.
- Sorry - powiedział po czym przywdział kamienną twarz.
- Żartujesz? Wspaniale, że tak się zachowałeś, nie możesz tego maskować!
- Mogę, to moja twarz i moje życie.
- David... Uśmiechnij się - powiedziałam łapiąc go za ramiona.
- Nie! I... Puść mnie!
- Nie puszczę uśmiechnij się!
- Nie.
- Proszę... - spojrzałam na niego miną "smutnego kotka" - dla mnie - dodałam cicho.
- Może kiedy indziej - powiedział strzepując moje ręce.
- Spoko... Masz już miotłę?
- Nie... Ale zastanawiam się nam Nimbusami.
- Ja się zdecydowałam na 2002.
- Może też sobie takiego kupię.
- Witaj, córko moja! - usłyszałam za sobą głos taty.
- Nie... - jęknęłam cicho.
- Dzień dobry panie Heap! - krzyknął ochoczo David.
- Dzień dobry młodzieńcze - powiedział tato i uścisnęli sobie ręce. - Elliezabeth jaką chcesz miotłę?
- Nimbusa 2002 - oznajmiłam stanowczo.
- No dobrze.. - westchnął tato.
Wszedł do sklepu.
- Może 2001? - wychylił sie jeszcze na chwilę.
- Nie, 2002 ma ładniejszy kij. - odpowiedziałam.
PO chwili tato wyszedł ze sklepu z podłużnym pakunkiem.
- Dzięki, tato - cmoknęłam go w policzek. - David? A ty jaką chcesz? Mogę ci pomóc w wyborze. - zapytałam kolegę.


<David?>

Ombrelune: Od Davida C.D. Ell

- Tak! teraz panicz...? - przerwał nie móc przypomnieć sobie mojego imienia czy nazwiska..
- David. David Martines. - Podowiedziałem mu
- Ah! Młody Martines..! Pamiętam twojego ojca jak przyszedł tu do mnie po swoją
pierwszą różdżkę...
- Ten staruch ma niezłą pamięć skoro pamięta każdego kto tu przychodzi - Szepnąłem
do Ell podczas gdy on dalej mówił
-... Twoją matką jest Danae czyż nie?
- Ta, ta.. mogę różdżkę?
- Ah! No tak! Poczekaj mam dla ciebie idealną! Na pewno będzie ci dobrze służyć!
Jest bardzo lojalna lecz idealna do... - Po chwili zastanowienia przerwał wypowiedź -Proszę
Powiedział podając mi pięknie urzeźbioną różdżkę
- Jest zrobiona z Głógu. Rdzeń to włókno ze smoczego serca. Ma 14 3/4 cala. Idealna do...
- Znów przerwał, ale po chwili dodał - Zakląć z dziedziny Czarnej magii Ale! - Podkreślił -Ale
i obrony przed nią! - Zauważyłem jak patrzy z nadzieją jakby chciał że wybrał dla mnie złą
różdżkę... Popatrzyłem na Ell ona tylko kiwnęła głową bym ją wypróbował...
Rzuciłem byle jakie zaklęcie i po chwili wazon uniósł się do góry a następnie przeleciał do
nas i ułożyłem go na blacie
- Chyba się mnie słucha - Popatrzyłem na Ell po czym dodałem - Biorę ją!
Po chwili już wyszliśmy ze sklepu.
- Czy ty też to widziałaś?!
- Co? - Zapytała zdziwiona
- Jak on się na mnie gapił!
- Normalnie! A jak miał się patrzeć?
- Nie o to chodzi! Tak niepewnie podawał mi różdżkę! Jakby się bał że to będzie ta którą
wybiorę! - Patrzyła się prosto jakbym był małym dzieckiem który histeryzował z byle jakiego
powodu.. - Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - Spytałem poirytowany..

Ell?

Ombrelune: Od Ell cd David'a

- Tak, jestem... Ale czy to ma coś do rzeczy?
- Ma, i to wiele - oznajmił szorstko.
- Przypominasz mi kogoś z opowieści mojej babci. W końcu ten chłopak nie skończył najlepiej. Dopuszczał się morderstw i służył... - nie dokończyłam zdania.
- Grozisz mi? - spytał uśmiechając się krzywo.
Odwrócił sie do mnie na obrotowym krześle, żeby miał dobry widok na moją reakcję.
- Nie, nie grożę ci. Tylko mówię co wiem... Poza tym nie powinno się dyskryminować mugolaków.
- Oni nie zasługują na to, żeby uczyć się w NASZYCH szkołach takich jak Hogwart, Durmstrang i Beauxbatons - oznajmił szorstko.
- Dobrze. Nie będę z tobą o tym dyskutować. Wróćmy do rozmowy o domach. Ja też chcę być w Ombrelune.
- Masz konkretny powód, żeby dyskryminować inne domy? - spytał już milej.
- Ja nikogo i niczego nie dyskryminuję. - powiedziałam z uśmiechem. - po prostu Ombrelune jest moim marzeniem. Poza tym chyba mój charakter najbardziej tam pasuje. Jeśli szczęście będzie nam sprzyjać to będziemy w jednym domu.
- Przynajmniej kogoś będę znał, chociaż to i tak bez znaczenia. Moim przyjacielem, jest skrzat domowy. - uśmiechnął się smutno.
- Oj nie mów tak! - zaprzeczyłam, chociaż chłopak faktycznie wyglądał na takiego mało towarzyskiego.
- Czyli mam kłamać?! - spytał lekko zirytowany
- Nie. Ale na bank będziesz miał przyjaciół. - w ostatnim momencie powstrzymałam się, żeby w akcie wsparcie chwycić go za rękę. Nie wiem jak by to odczytał.
- I gotowe... - oznajmiła Madame Maklins ucinając ostatnią nitkę z szaty Davida.
- Ile potrwa szycie mojej szaty? - spytałam dziewczyny, która szyła mi szatę.
- Do pięciu minut, złotko - powiedziała po czym wyszczerzyła zęby.
- to pa - powiedziałam do Davida.
Odmachał mi po czym usłyszałam dzwoneczek oznaczający, że chłopak wszedł.
Faktycznie 5 minut później moja szata była gotowa. Madame Maklins zapakowała mi ją w ładną papierową torebkę i zaprosiła ponownie. Gdy wyszłam przed sklep kierowałam się już do Olivandera, kiedy usłyszałam znajomy mi głos.
- Ej Ell zaczekaj! - w moją stronę zmierzał David - miło mi się z tobą gadało czy... Idziesz teraz do Olivandera?
- Tak... - w głębi serca było mi miło, że chłopak na mnie zaczekał. - chcesz się ze mną zabrać? Widzę, że nie masz jeszcze różdżki.
- Mogę - uśmiechnął się lekko po czym zmierzaliśmy do sklepu z różdżkami.
Weszliśmy do środka. Naszym oczom ukazały się ogromne regały z wąskimi pudełeczkami z różdżkami w środku.
- Raj na ziemi - szepnęłam.
- Po prostu różdżki - podsumował David na co zgromiłam go wzrokiem.
- Nie mów, że cię to nie kręci - powiedziałam
- Więc, aby zrobić ci na złość mówię : nie kręci mnie to - powiedział David po czym, pokazał mi język.
- Witajcie, dzieci - zza zaplecza wyłonił się sam Olivander. - wy po różdżki?
- A po co innego - uśmiechnęłam się serdecznie - dzień dobry panu. Pewnie kojarzy pan mojego ojca. Moje nazwisko, Heap. - przedstawiłam się.
- Ależ oczywiście... Czyli mam przed sobą małą Elizabeth?
- Zgadza się, a to jest David i chcemy się zdecydować na jakieś różdżki. - pokazałam ręką mojego niedawno poznanego kolegę.
- Ell, czy jest coś o czym powinienem wiedzieć? - sprzedawca puścił mi oczko.
- Panie, Olivander, proszę nie żartować tylko pomóc mi coś wybrać - powiedziałam rumieniąc się.
Po chwili staruszek wyciągnął pudełko.
- Głóg, Włos z głowy wili, 12 i 3/4 cala odpowiednio giętka, rok produkcji : 2000. - podał mi różdżkę.
Machnęłam nią po czym jedna szyba pękła.
- To chyba nie ta - powiedziałam nieśmiało oddawając różdżkę
- Reparo - szepnął Olivander po czym szyba wróciła do swojego poprzedniego stanu.
Podobnie zdarzyło się z kilkoma następnymi różdżkami. W końcu wyciągnął jedną strasznie zaukrzoną różdżkę.
- Wątpię ale, Sosna, Włókno ze smoczego serca, 13 cali. Nawet nie pamiętam kiedy ją wyprodukowano. - podał mi ją. Machnęłam i w tym momencie między mną a różdżką nawiązała się mistyczna więź.
- To ta. proszę zapakować - oznajmiłam.
- Długo czekała - mruknął sprzedawca i zapakował.
- teraz ty David - pokazałam na chłopaka.

<David?>

wtorek, 6 sierpnia 2013

Nowy uczeń!

 
Powitajmy w Beauxbatons!


Rozalia Lime - Bellefuille


Bellefeuille: Od Mai Do David'a

Piąta rano. Paryż. Siedziałam na dachu domu mojego opiekuna, Aarona. Właśnie wschodziło słońce. Piękny widok. Podobno jestem doroślejsza, niż wskazuje na to mój wiek. Nie lubię różu, jednorożców, tęczy i lalek. Nigdy nie lubiłam. Wolę smutne, poważne piosenki i obserwowanie Paryża, kiedy budzi się do życia. To uczucie, kiedy widzisz, że ludzie wszędzie się spieszą, a ty obserwujesz ich z góry. Nieopisane. Objęłam kolana ramionami. Niczym magia...
- Mai! - usłyszałam krzyk Aarona z dołu. - Mai, gdzie jesteś?
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że zaraz mnie znajdzie.
Jak na zawołanie, jego głowa pojawiła się w oknie na dachu, przez które na niego wchodziłam.
- O, tu się podziałaś! Przyszła do ciebie sowa. Chodź szybko! - powiedział podekscytowany. Z kamienną twarzą wskoczyłam do swojego pokoju. Zeszłam na dół, do kuchni, gdzie na stole siedział wielki puchacz z kopertą w dziobie. Podeszłam do ptaka i wyjęłam list. Ten nastroszył pióra i wyleciał przez otwarte okno. Otworzyłam kopertę, a Aaron czytał mi przez ramię.
- Gratuluję, Mai!Dostałaś się do Akademii Magii Beauxbatons! Będziesz prawdziwą czarodziejką! - powiedział.
Ja wczytywałam się w list. Wiedziałam, że w końcu przyjdzie. Nie powiem, ulżyło mi, że to jednak prawda. Że magia istnieje. Mimo że stykałam się z nią na co dzień, ciężko w coś takiego uwierzyć.
- Hm. - mruknęłam cicho.
- Po południu pójdziemy na Plac Horkruksów, by kupić wszystkie potrzebne rzeczy.

* * *
Po południu
* * *

Szliśmy przez zalany słońcem plac. Mieliśmy już większość rzeczy z listy, został towarzysz, szata i różdżka. Aaron uparł się, że kupi mi towarzysza, więc poszłam po szatę. W środku było pusto. Weszłam, a dzwoneczek oświadczył, że przyszedł kolejny klient. Jakaś kobieta podeszła do mnie z szerokim uśmiechem.
- Witaj, Beauxbatons, prawda? Mamy ostatnio mnóstwo zamówień. Proszę, stań tutaj - powiedziała wskazując mi podest. Bez słowa
- Rozłóż ręce, o tak. - zaczęła mnie mierzyć, a potem zarzuciła na mnie fałdu niebieskiego materiału i zaczęła zaznaczać igłami.
- Teraz, proszę, nie ruszaj się, bym cie nie pokłuła. - mruknęła przez zaciśnięte usta, w których trzymała szpilki.
Przymiarka trwała dwadzieścia minut. Potem kazała mi przyjść za pół godziny po gotową szatę. Zapłaciłam jej i wyszłam. Na zewnątrz czekał już na mnie Aaron ze śliczną płomykówką w klatce. Uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam go w policzek, co było swoistym podziękowaniem. Aaron uśmiechnął się szeroko. Przyzwyczaił się już do mojego zachowania.
- Cieszę się, że ci się podoba. To co, teraz po różdżkę? - spytał podekscytowany. Kiwnęłam głową i ruszyliśmy w kierunku Olivandera. Po drodze zahaczyliśmy o lodziarnie. Zanim jeszcze dotarliśmy do sklepu, lody już zniknęły, a ja zaczęłam się niepokoić. Ten mały, drewniany patyczek miał zmienić moje życie na zawsze. Westchnęłam i pchnęłam drzwi sklepu. Aaron czekał na zewnątrz. W środku był już pewien chłopak, który testował podawane przez mężczyznę w średnim wieku różdżki. Kiedy zadzwonił dzwoneczek, podniósł wzrok.
- Witam, witam. Pierwsza różdżka, jak mniemam? - spytał od razu podchodząc z miarką. Kiwnęłam głową. Bez zbędnych ceregieli, od razu zaczął mnie mierzyć. Nie wiem, po co był mu mój obwód głowy lub pasa, ale siedziałam cicho. Mrucząc coś do siebie, zniknął za wielkimi półkami zapełnionymi podłużnymi pudełkami. Chłopak obok mnie machał kolejnymi różdżkami, czasem coś pękło, coś się ruszyło lub spadło, ale najwyraźniej nie tego szukał. Nagle na mnie spojrzał. Nie odwróciłam wzroku. Chyba widziałam do niedaleko sklepu Madame Malkin...


<David, dokończysz?>

Ombrelune: Od David'a C.D. Ell

Ten dzień zaczął się tak jak każdy poprzedni. Wstałem jak zwykle o 8:00 rano
obudzony przez mojego skrzata domowego, ubrałem się, zszedłem na duł na śniadanie.
Jak zwykle śniadanie czekało na mnie w naszej jakże dużej jadalni na stole. Jak zwykle
rodziców już nie było w domu, zawsze najpierw wstaje ojciec o 6:00 rano wychodzi o 7:00
kiedy moją mamę zaczyna budzić skrzat ona wychodzi za 5 ósma a po czym budzę się ja..
nigdy nie jemy razem posiłków... Siedząc przy stole nagle podszedł do mnie mój skrzat
- Witam paniczu Davidzie - ukłonił się
- Tak witaj - powiedziałem nawet na niego nie patrząc
- Panicz dziś nie w humorze?
- Nie Ciapku jest ok.. - Powiedziałem nawet przyjaznym głosem
- Pan i Pani Martines kazali przekazać paniczowi list - Powiedział i podał mi koperte
- Co to? - Powiedziałem z zaciekawieniem po czym od razu na mojej twarzy wymalował
się najszczęśliwszy uśmiech na świecie - Jest!!! Wyjeżdżam!! Wyjeżdżam do Beauxbatons!
 I o mało nie zacząłem skakać z radości
- Również bardzo się cieszę paniczu Davidzie.. - Powiedział nie co smutny, i i moja twarz
trochę po smutniała..
- Odwiedzisz mnie? - Spytałem
- Będę zaszczycony móc odwiedzić panicza
- Ja też - Uśmiechnąłem się i przytuliłem Ciapka - wiem trochę dziwne ale no cóż tak jest
gdy tak na prawde nie rodzice tylko skrzaty domowe wychowują... - No a teraz muszę udać
się na Plac Horkruksów! - Powiedziałem i momentalnie ubrałem buty i wyszedłem z domu

~* Godzinę później *~

Miałem już prawie wszystko co było mi potrzebne..
- Jeszcze tylko szata i różdżka - Powiedziałem wchodząc do mdme malkins
- O witaj złotko, chodź usiądź tutaj. - Powiedziała Mdme Malkins bardzo miłym i przyjaznym
głosem. Kiwnąłem głową. - Do Beauxbatons? - Spytała po chwili
- Tak. - Nie jestem zbyt rozmowny zawsze rzucam jak najkrótsze odpowiedzi
Po około 10 minutach nagle rozległ się dźwięk dzwoneczek przy drzwiach a już po chwili
koło mnie siedział jakaś dziewczyna;
- Beauxbatons? - zagadała
- Tak. - odpowiedziałem jej odwracając się do niej ale potem syknąłem..
- Złotko, mówiłam ci żebyś się nie odwracał! - powiedziała Madame Maklin, która szyła mi szatę.
- Jestem Ell a ty? - Zapytała się.
- David. - przedstawiłem się. Przez chwilę panowała cisza.
- Do.. jakiego domu chciałbyś trafić? - Zapytała się po chwili by przerwać ciszę..
- Trafię do Ombrelune. 
- Trafię?
- Tak.
- Ale wiesz że to jest losowe..
- Tak. Wiem.
- Jesteś mało rozmowny... Czemu dajesz takie krótkie odpowiedzi?
- Bo tak lubię. Przyzwyczajenie. Jesteś czystej krwi? - Zapytałem nagle.

Ell.?

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Ombrelune: Od Ell Do David'a



Coś o mnie. Jestem młodą dziewczyną o zacnym imieniu Elliezabeth. Mam jakże inteligentnego brata i mnóstwo wolnego czasu. Pewnego dnia..
- Elliezabeth! - zawył ojciec - pozwól tu!
- Idę... - mruknęłam zsuwając się z łóżka.
- To biegnij! - wrzasnął podekscytowany tato
- Biegnę... - ziewnęłam przeciągając się.
W końcu zeszłam do kuchni. Przy stole siedziała cała moja rodzinka.
- No, Ell, w końcu - powiedziała mama
- O zo chozi...? - spytałam jeszcze na wpół przytomna.
- Przyszedł list! - pisnęła mama machając mi przed oczami kartką papieru.
- Od...? - zapytałam dalej nie kumając - jestem w tej dziurze Hogwart?
- Nie, skarbie - szczebiotała matka - jesteś w prestiżowej Akademii Magii Beauxbatons!!
- Że co? Serio?! - skakałam razem z mamą.
- Nie - powiedział ponuro tato
- Co? Że wam nie wstyd tak mnie na...
- Żartowałem, a teraz idź ubierz się i czekaj na mnie przed wyjściem. Idziemy na plac Horkruksów! - krzyknął tato.
Skoczyłam na górę. Ubrałam Biały T-Shirt i narzuciłam kraciastą koszulę. Potem na omacku wyszukałam jakieś rurki, a kreację zakończyłam czarnymi Conversami. Byle jak rozczesałam włosy i już stałam przy drzwiach.
Chwilę później zszedł tato.
Pojechaliśmy na Plac Horkruksów gdzie podobno mieliśmy znaleźć wszystko co potrzebne.
- Ell. Jesteś odpowiedzialną osobą. Masz tu pieniądze. Idź kup szatę i różdżkę. Nie zgub ani sykla.
- Dobrze tato - pocałowałam go w policzek i pobiegłam do Madame Maklin. Kiedy weszłam do sklepu usłyszałam dźwięk dzwoneczka przy drzwiach i podeszła do mnie jakaś pani. Nie była to Madame Maklin ale cóż. Potem usiadłam na krześle. Odkryłam również, że mam sąsiada. Był to dość przystojny blondyn.
- Beauxbatons? - zagaiłam.
- Tak. - odwrócił ale potem syknął.
- Złotko, mówiłam ci żebyś się nie odwracał! - powiedziała Madame Maklin, ktora szyła mu szatę.
- Jestem Ell a ty?
- David. - przedstawił się.

<David?>

Nowy uczeń!

Powitajmy w Beauxbatons!


Elliezabeth (Ell) Heap - Ombrelune

Nowy uczeń!

Powitajmy w Beauxbatons!


Mai Hattori - Bellefuille

Nowy uczeń!

Witajmy w Beauxbatons!


David Martines - Ombrelune

Witamy!

Blog po czasowej budowie na reszcie zostaje oficjalnie otwarty!
Od dziś można wysyłać do mnie formularze i pisać opowiadania. Narazie trwają wakacje
będą trwać jeszcze około tygodnia Dlatego proszę by wszyscy uczniowie w swoich
opowiadaniach pisali o tym jak dostaliście list z Akademii Magii B., powiadamiający was,
że zostaliście jego uczniami, a następnie, że poszliście na Plac Horkruksów, gdzie kupiliście
potrzebne rzeczy do szkoły... Może tam już spotkacie waszych przyszłych magicznie przyjaciół?.
O czasie akcji będziecie informowani, na blogu zawsze będzie to pisać.
Mam nadzieje że wam się spodoba :)

Dziękuję
Dinoteria  i  Kaytlin

Obserwatorzy