Zagubionych Dusz

Punktacja - Info

* Domów

~*~~*~~*~
120 Pkt. ~~ 105Pkt. ~~ 200Pkt. ~~ 425 Pkt.


Papillonlisse - 0 Pkt.
Bellefeuille - 0 Pkt.
Ombrelune - 0 Pkt.
Héroiqueors - 0 Pkt.

Puchar Domu; 1. Kliknij, 2. Kliknij,

UWAGA

Blog przeniesiony!

Link w poście poniżej!




sobota, 31 maja 2014

Papillonlisse: Od Luke'a cd. Lilianne

- Luke! - krzyknęła dziewczyna, kiedy objąłem ją w talii i mocno
przytuliłem do siebie. Spodziewałem się innej rekcji, ale cóż.
Dziewczyny. Chcesz dobrze, jest źle. Chcesz źle... Też nie pasuje.
Lili nie była wyjątkiem. Chociaż gdy kupiłem jej Błyskawicę
zachowywała się inaczej. - Bo jak Bianka wpadnie...
- To co? - zapytałem oddalając ją od siebie i łapiąc za ramiona. - Rzuci Avadę?
- Nigdy nie wiadomo...
- To chodź na błonia. - zaprosiłem ją gestem.
- Okej. Tylko żebyśmy nie wpadli na Rycerza w lśniących
glanach - zaśmiała się, po czym oboje skierowaliśmy się w stronę błoni,
gdzie zamierzaliśmy spacerować.
Kot Lilianne szedł za nami, podejrzliwie na nas spoglądając.
Na nasze nieszczęście podbiegł do Vinyl, która siedziała razem
z Bianką dostatecznie daleko, aby nas nie zauważyć. Ale przez kota
wszystko się wydało. Koleżanki Lil błyskawicznie do nas podeszły.
- Luke? - zapytała Ruda.
- Tak. To ja. - uśmiechnąłem się.
- Myślałam, że to tylko kolega. - prychnęła Bianka.
- Bo tak jest... -tłumaczyła Lili perfidnie ukrywając prawdę.
- Daj spokój, Lilianne. - spuściłem wzrok, oglądając swoje buty.

Lili? Vinyl? Bianka? Zrobiłam grupowe XD

Ombrelune: od Volonte CD David'a

Wyszliśmy z PW i poszliśmy na obchód zamku. Po zwiedzaniu
miałam już gotowe zdanie o tej szkole: przesłodzona wersja Hogwartu!
-Jetseś z Hogwartu, nie?
-No jestem.
-Jak tam jest?
-Podobnie-też cztery domy czterech założycieli, którzy cenili te
same cechy co w Beauxbatons, też gajowy. Tylko nie mamy basenu i muzykologii.
-A jak się te domy nazywają?
-Slytherin, czyli Ombrelune, Gryffindor, czyli Papillonlisse, Ravenclaw,
czyli Bellefeuille i Hufflepuff czyli Heroqueors.
-Nieźle-stwierdził.
-Ale mnie wyrzucili. I owszem było nieźle.
Na chwilę przypomniały mi się tamte mury, pokój wspólny Slytherinu,
krzyki przerażenia pierwszorocznych...aaaach...
-A co z Beauxbatons? Bardziej ci się podoba tu czy w Hogwarcie?
-Wolałam Hogwart, mniej słodki i bajkowy. Ale tu też nie najgorzej.
A ta różowowłosa to twoja dziewczyna?
-Ta, a co? Zazdrosna?-błysnął zębami.
-Ty chyba nie za bardzo chcesz długo żyć, prawda?
-Jak taka jesteś drażliwa to poczekaj aż poznasz Diabła!
-Diabła?
-Ktoś tu coś o Diable mówił?-usłyszałam głos za moimi plecami.
Odwróciłam się, głos należał do wysokiego bruneta.
-To właśnie on. Diabełku, to jest Volonte, przeniosła się tu z Hogwartu.
Przyjmij ją ciepło i bądź miły-powiedział David tonem przemiłej nauczycielki,
która przedstawia klasie nowego ucznia.
-Krew?-spytał.
-Czysta-spojrzałam na niego wyniośla(na tyle wyniośle, na ile można patrzeć z dołu)

David? Adam?

Papillonlisse: od Daniela CD Avalon

-Owszem uświadomiła-powiedziałem rozgoryczony-Ale proszę cię, Amy!
Nie gniewaj się na mnie za to, że naskoczyła na mnie dziewczyna.
Avalon zamknęła książkę z głośnym trzaskiem i zamaszyście wyszła
z biblioteki. Westchnąłem.
~~*~~
-Nie ogarniem kobiet!-rzuciłem się na łóżko, twarzą w poduszkę.
-Nikt ich nie ogarnia - rzucił zza książki Luke. A co się stało?
Obróciłem się na plecy.
-Nati mnie pocałowała na korytarzu na oczach mojej dziewczyny! Ale co
ty wiesz, nie masz dziewczyny!
-Mam. Ale mnie jak na razie nikt nie całował, prócz niej.-na jego twarzy
pojawił się wyraz zamyślenia po czym dodał-Nie łam się, zaraz jej przejdzie
musi się tylko wyfochać.
-Fajne słowo...wyfochać...-mruknąłem i natychmiast zasnąłem.
~~*~~
Następnego dnia pod drzwi dormitorium luniaczek podstawiłem wielki,
tęczowy bukiet i zapukałem po czym ukryłem się za filarem.
Wyszła Amy i natychmiast się domyśliła o co chodzi.
-Incendio - mrukneła, a kwiaty stanęły w ogniu. Kiedy już stwierdziła,
że dość zaczerniały ugasiła płomień woda z różdżki.
-Popatrz na te kwiaty, Daniel!-powiedziała w eter.-One świetnie
obrazują nasz związek!-zatrzasnęła drzwi.
~~*~~
-Amy, przestań się dąsać!-nalegałem w drzwi jej dormitorium.
Otworzyły się. W progu stanęła niebiesko-włosa.
-Amy kazał ci to przekazać-pokazała mi środkowy palec
i weszła z powrotem. Siadłem zrezygnowany opierając się o drzwi.
Podszedł do mnie wysoki chłopak rok starszy ode mnie.
-Przeżywałem to samo-wyszczerzył się-Przejdzie jej za parę miesięcy.
Ukryłem twarz w dłoniach.
-Poklepałbym cie po plecach, ale jesteś szlamą, więc się brzydzę.
Odszedł.
-Amy, niech ci już przejdzie! Możesz mi podać veritaserum, zaczarować mnie!
I tak usłyszysz to samo, bo to PRAWDA! Ja-jej-nie-pocałowałem!

Avalon?

piątek, 30 maja 2014

Ombrelune: Od Avalone -c.d. Daniela

Poczułam ucisk w gardle. Łzy spływały mi po policzkach bez mojego zezwolenia. Chodź od oczu bił tylko chłód to właśnie złamał mi serce. Odbiegłam od niego zanosząc się dość głośnym płaczem. Wpadłam do dormitorium a z niego do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko tłumiąc płacz w poduszce. Poczułam czyjąś delikatną dłoń na ramieniu. Spojrzała w tamtą stronę i zobaczyłam Rosalie.
- Chłopcy to du*ki -uśmiechnęła się jak czytając mi w myślach. -A jeśli ci to pomorze to zmień kolor na czer... Znaczy na inny kolor niż masz.
Zaśmiałam się delikatnie. Chciała ująć żebym "farbnęła" się na emo lecz niestety moje włosy już były czarne jak smoła więc już bardziej czarniejszych nie mogłam mieć.
- Tak więc wstań i idź z wypiętą piersią -powiedziała -Może w końcu znajdziesz takiego któremu naprawdę będziesz mogła zaufać a na razie ten kto cię skrzywdził niech ma za swoje. Pełna ignorancja i wredota godna luniaka.
- Skąd wiedziałaś że chodzi o chłopaka? -spytała u siadłam a jedną ręką wytarłam załzawione policzki.
- Może przeczucie, a może po prostu wiedziałam -zaśmiała się -Tak więc Amy nie łam się. Tyle przed tobą. Nie warto dla kogoś się łamać.
- Dzięki akurat potrzebowałam psychologa -zaśmiałam się po czym podeszłam do biurka i z furią zaczęłam skrobać piórem po kartce pisząc następująco:
"Drogi" Danielu! To koniec i nie próbuj się usprawiedliwiać! The End! Może gdybyś się z nią nie obściskiwał na środku korytarza była bym ci może i wybaczyła. Lecz przykro mi że tak to się potoczyło. Twoja była Amy teraz dla ciebie Avalone
Podeszłam do mojej sowy po czym wyszłam z dormitorium i poszłam na błonia.
-Wiesz dokąd masz lecieć kochana -powiedziałam i dałam jej list -Przy okazji go dzióbnij od mnie.
Sowa zahuczała i odleciała. Odgarnęłam włosy po czym ruszyłam do biblioteki by wszystkie smutki przelać na książki. Coś czułam że prawdopodobnie zasnę nad książkami. Powitałam promiennym uśmiechem bibliotekę i chwyciłam za pierwszą lepszą książkę. Zaczęłam przewracać karki a jakieś ciekawe cytaty zapisywań na ostatniej stronie jakiegoś mojego starego zeszytu. Nagle zauważyłam że ktoś obok mnie się przysiadł. Daniel otworzył usta by znów się tłumaczyć. Zauważyłam że ma delikatnie zranione ucho.
- Na ma o czym rozmawiać -powiedziałam nie podnosząc wzroku z nad książki -Moja sowa dała ci do zrozumienia.
<Daniel?>

czwartek, 29 maja 2014

Ombrelune: Od Adama cd. Ell

Całą piątką wyszliśmy z przedziału i ruszyliśmy korytarzem wypatrując przy okazji jakichś znajomych.
- Czy wy nie powinniście przypadkiem patrolować korytarzy? - spytała Ellie. Wymieniliśmy z Davidem znaczące spojrzenia.
- Powinniśmy - odparł przyjaciel z uśmiechem.
- Ale bardzo was kochamy i nie chcemy was zostawiać - dopowiedziałem.
- ALBO zdajemy sobie sprawę, iż nie możemy pozbawiać was towarzystwa takich gwiazd jak my - sprostował David.
- ALBO są z was leniwe krowy - mruknęła Clarisse.
- Nie? - odpowiedzieliśmy chórem.
Stanęliśmy sobie na środku korytarza jak gdyby nigdy nic i oparliśmy się o ściany na przeciw siebie. Laski stanęły obok nas i o czymś dyskutowały. Z powodu totalnej nudy wymyśliliśmy sobie z Blondaskiem zabawę. Kiedy obok nas chciał przejść jakiś pierwszak, zablokowaliśmy drogę własnymi ciałami, krzyżując ręce na piersi z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Prze... Przepraszam - szepnął chłopiec. Momentalnie zrobił się czerwony. Zaśmiałem się szyderczo.
- Ale ja się nie gniewam - wyszczerzyłem zęby.
- Chciałbym przejść - powiedział bardziej stanowczo, mimo strachu figurującego w jego oczach.
- Porozmawiajmy o tym - David podparł ręką brodę.
- Przepuśćcie mnie, bo...
- Bo co? - zapytałem słodko.
- Bo... zawołam prefekta!
Uśmiechnęliśmy się pobłażliwie i nie bez satysfakcji wskazaliśmy na swoje odznaki, co totalnie zbiło go z tropu. Jeszcze byśmy się trochę poznęcali, gdyby nie to, że zauważyłem Petty'ego wchodzącego do naszego wagonu. Szturchnąłem Davida.
- Rua idzie, spierdalamy!
Odwróciliśmy się na pięcie i ruszyliśmy z kopyta w przeciwnym kierunku do tego, z którego nadchodził kuzyn Martinesa. Jak strzały wpadliśmy do pierwszego przedziału, jaki się nawinął, i zatrzasnęliśmy drzwi.
- Wypierniczaj stąd - usłyszałem najbardziej na świecie znienawidzony przeze mnie głos. Podniosłem zawistny wzrok na ciemnowłosą, bladą dwunastolatkę wydymającą usteczka.
- Śnisz - syknąłem do Leslie. - Zaraz ty możesz wylecieć. Mamy z Dave'm pełne prawo, żeby cię stąd wyrzucić.
Omiotłem wzrokiem wnętrze przedziału. U boku mojej siostry siedziały na obitych czerwoną skórą siedzeniach jeszcze trzy dziewczynki, najprawdopodobniej również pierwszaczki. Pożerały mnie i Smoka wzrokiem i chyba zazdrościły tej małej wiedźmie, że się do niej odzywam...
- Chowacie się przed kimś? - świdrowały mnie przenikliwe, bladobłękitne oczy osadzone na blond głowie o łagodnych rysach.
- Możecie usiąść - wydobył się piskliwy głos spod czupryny bujnych brązowych loków. Jego właścicielka poklepała miejsce obok siebie gestem zaproszenia.
- Postoimy - mruknął Dave i wyjrzał przez oszklone drzwi na korytarz. Petty przeszukiwał kolejne przedziały, zapewne chcąc zmusić nas do wypełniania obowiązków. - Albo wiecie co? Zmieniłem zdanie. Posuwa!
Nie czekając na zaproszenie, wcisnęliśmy się na miejsca pod oknami naprzeciwko siebie. Zjechaliśmy plecami po oparciach, chcąc wydać się niższymi, z nadzieją, że dziewczynki nas zasłonią, a następnie złapaliśmy jakieś pisma leżące na stoliku i zaczęliśmy udawać, że czytamy. Blondynka, obok której usiadłem, nakryła moją głowę różową chustą w kwiatki. Usłyszeliśmy szum przesuwanych drzwi i do przedziału wetknął głowę Petty.
- Cześć, dziewczynki. Jak tam podróż? Zdenerwowane? - spytał wesoło, jednak czułem, że bacznie się rozgląda.
- Szukasz może kogoś? - odpowiedziała pytaniem na pytanie nie kto inny tylko moja siostra.
- Yyy... - chłopak się zmieszał. - Tak, szukam dwóch Luniaków, prefektów. Skąd wiesz?... Ano nie ważne... Byli tu?
- Informacje kosztują - prychnęła. Moja krew, kurwa. Szkoda, że lojalności po bracie nie odziedziczyła. Miałem nadzieję, że Pett na to nie pójdzie.
- Jak się nazywasz? - usłyszałem jego podejrzliwy głos.
- Brooks. Leslie Brooks - odparła wyniośle, dumna z nazwiska.
- Wszystko jasne... Mam tylko fasolki Bertiego Botta, pięć sykli i pióro... - Nie do wiary! Co za ciołek! Daje haracz dwunastolatce?!
- Starczą fasolki - odpowiedziała z zadowoleniem. Usłyszałem szelest papierka.
- Więc? Gdzie oni są?
- Tu!
Poczułem, jak chusta ulatuje mi z głowy. Wiedząc, że nic to już nie da, opuściłem powoli magazyn i podniosłem pokorne oczy na prefekta naczelnego przypominając sobie jednocześnie w duchu wszystkie znane mi sposoby morderstwa.

- Oui... Co ja mam z wami zrobić? Garçon Brooks, garçon Martines... Poważne zaniedbanie obowiązków prefekta zdaje się być wystarczającym powodem do odebrania tego tytułu...
- NIE! - krzyknęliśmy chórem. Znajdowaliśmy się w staromodnym gabinecie madame de Maxime i właśnie otrzymywaliśmy razy za naszą niesubordynację.
- Przecież skoro nie kwapicie się do pracy, nie mogę was do niej zmuszać...
- Mój ojciec nie byłby zadowolony z racji bezpodstawnego odbierania mi stanowiska prefekta - zauważył David wyniośle. Maxime zmarszczyła czoło.
- Oui... Umówmy się tak... Mieliście zostać w tym roku naczelnymi. Informacja o zmianie miała dotrzeć do was zaraz po uczcie, na którą właśnie się spóźniacie... Tak czy inaczej pozbawiam was tego przywileju. Uważam, że garçon Rua lepiej sobie radzi, niż zrobiłby to którykolwiek z was. Zejdźcie do Wielkiej Sali. Niedługo dołączę. Nie życzę sobie dyskusji! - dodała widząc, że otwieram już usta, by zaprotestować.
Właściwie przegapiliśmy praktycznie całą ucztę i już po chwili musieliśmy prowadzić pierwszaków do lochów. Zauważyłem, że Blondi wystrzelił naprzód i zaczepia jakąś czarną. Uśmiechnąłem się pod nosem i, nie zważając na idących za mną nowych uczniów, szybko skierowałem się do pokoju wspólnego. Czekałem na przyjazd tu od kilku tygodni. To właśnie tutaj był mój dom.
- Ellie! - Usiadłem na fotelu obok przyjaciółki. Postanowiłem ją powkurzać. - Zobacz. Twój zarywa do jakiejś młodej. Pilnuj go lepiej - zaśmiałem się i trąciłem ją łokciem. Jak na komendę podszedł do nas David, pocałował Ell i zaczął się jej tłumaczyć, że oprowadza jakąś Volonte. Rzygi. Nie mógłbym mieć dziewczyny. Być na każde jej zawołanie?
W końcu nowa znajoma Dave'a wyszła ze swojego dormitorium i chłopak migiem do niej pobiegł. Swoją drogą świnia z niego. Ma dziewczynę? Ma. To po chuj się zabiera za inne, które mogłyby być dla mnie?
- Jak tam u Maxime? - spytała nagle Ell po chwili milczenia.
- Spoko - wyszczerzyłem swe białe ząbki. - Zostawiła nam odznaki.

Ell?
PS. Tak se tera skojarzyłam, że wpierw Leslie z polecenia Adama kupowała Ellie fullcappa na uro, a teraz z niej zrobiłam wiedźmę ;-; ale no nic xD

środa, 28 maja 2014

Héroiqueors: Od Petty'ego Do Jane

Szedłem korytarzem szukając mojej wiewióreczki.
Dziś Sobota a ja właśnie dostałem od ojca list.
Znalazłem ją na błoniach. Rozmawiała razem ze swoimi braćmi
z Nicodèm i Maxim. Po chwili wahania podszedłem do nich;
- Hej... Wiewióreczko mogę wam na chwilę przerwać? - Spytałem
uśmiechając się do niej delikatnie.
- Hej! Oczywiście Futrzaku. - Odpowiedziała a ja odpowiedziawszy
jej ,,Nowa ksywka dla mnie?'' poprowadziłem ją na bok.
- Co się stało? - Zapytała
- Bo wiesz dostałem od ojca list....
- Coś się stało? - Zapytała zmartwiona. Westchnąłem.
- Tak. I to bardzo... - Przerwałem ale pod wpływem jej wzroku
dodałem - Za tydzień mój ojciec i ta cała Hestia Carvor.. biorą ślub.
I ojciec chce... By był na ślubie. Ba! On chce bym stał obok niego
i świadka którym jest mój wujek, ojciec Davida, i trzymał obrączki!
- Jak załamanym głosem mówiłem na początku tak pod koniec było
można już wyczuć że jestem wściekły wściekły, a moje oczy miodowe
oczy zaczęły się pociemniały lekko dążąc powoli przez pomarańczowy
ciemny kolor do czerwonych - Zawsze tak się działo gdy byłem wściekły
Mój wujek powiedział mi kiedyś, że to może być przez mój jak to Jane mówi
,,Futerkowy problem''.
- I chciałbym, bo wiem, że muszę tam być, czy chcę czy nie. Czy pójdziesz
ze mną na ślub mojego ojca za tydzień? Bo u mnie w rezydencji musimy być
już w piątek o 18:00 a ślub będzie następnego dnia o 15 a później wesele...
To jak?


<Jane? xD>

Ombrelune: Od David'a C.D. Volonte

- Ej, a moze poczekasz?
Jęknęłam.Ombre i taki towarzyski? Ale nic...
-Co?
- No wiesz? Nie pamiętasz mnie?! - Powiedziałem udjać oburzenie co
spowodło nikły uśmiech na jej twarzy. - Plac. David. Luniak.
- Ah! To tyyyy....
- Ah! To jaaaa... - Powiedziałem tak samo przeciągając litery. - Chodź
oprowadzić cię Vol?
- Vol? [zdziwiona]
- To chodź! - Powiedziałem i ruszyłem w stronę lochów - IDZIESZ?!
- Nooo.. - Odpowiedziała ze smętną miną i tonem głosu jakby szła na skazanie.

~*~
- To jest Pokój Wspólny Luniaków. - Powiedziałem pokazując jej nasz PW.
- Całkiem, całkiem.
- Noo... W tamtą stronę idziesz do Dormitorium dziewczyn, a tam do chłopaków.
- Erni! - Zawołałem jedną dziewczynę z naszego roku. - Pokaż Volonte jej Dormitorium.
- Ok - Odpowiedziała ukrytkiem patrząc na nową
- A ty za idziesz za nią ona pokaże ci pokój a później schodzisz i idziemy pokazać
ci Szkołę co ty na to? - Niby zapytałem chodź nie czekałem na odpowiedź tylko
od razu skierowałem się na fotel gdzie siedziała Ell po czym pocałowałem ją
i zacząłem mówić o tym, że pójdę odprowadzić nową, czekając tym samym na nią.


<To jak? Dasz się odprowadzić? xD ^^ >

wtorek, 27 maja 2014

Papillonlisse: od Daniela CD Avalon

-Aaaaarrrghh! Mokre!-krzyknąłem przecierając oczy.
-A masz!-zawołała ponownie Amy i zaśmiała się radośnie.
*************
Skończyła się ceremonia przydziału, a ja poszedłem do PW Papillonlisse
i zapadłem się w tak znajomym i przyjaznym fotelu obitym czerwonym aksamitem.
-Aaahh....wreszcie...spokój i relaks...
-Ja bym na twoim miejscu się tak nie cieszyła.
Wywróciłem oczami. To była Nati, ładna i sympatyczna, ale natrętna
dziewczyna. A na dodatek zakochana we mnie od początku pierwszej klasy.
-Bo?-westchnąłem.
-Jutro zaczyna się nauka. Nowe trudy, wyzwania, nawały prac. Ale jak
chcesz....-siadła kokieteryjnie na podramienniku mojego fotela-Ale wiesz....-mówiła
szeptem-Jeśli zechcesz....możemy przebrnąć przez te trudności razem...
Zauważyłem, że jej twarz niebezpiecznie zbliża się do mojej. Odsunąłem ją
lekko od siebie i chcąc zmienić temat zagadnąłem:
-Aaa, jak ci minęły wakacje?
Nati nadąsała się, ale odpowiedziała.
-Fajnie. Byłam w Rzymie i nad morzem, a ty?
-Na Karaibach z moją DZIEWCZYNĄ.-rzekłem z naciskiem.
-Dzie...dziewczyną!?-jej oczy wytrzeszczyły się do wielkości galeonów.-Aaa...jaką?
-Jest z Ombrelune. Mugolaczka, bardzo ładna.-odpowiedziałem chłodno-A teraz,
jeśli Naciu pozwolisz, idę spać, bo jak sama powiedziałaś, jutro zaczyna się ostra robota.
I bez słowa wstałem i poszedłem spać.
*******
W tygodniu nie było szans na spotkania z Amy. Tylko zaklęcia były z Luniakami,
a i wtedy nie było szansy na rozmowę. Dopiero w piątek, po lekcjach, kiedy
siedziałem w PW usłyszałem pukanie w szybę i zobaczyłem sowę Amy.
Wpuściłem ptaka do środka i odczytałem krótką notatkę.

Chodź na błonie, jestem niedaleko wieży Papillonlisse. Amy
Odesłałem sowę i wyjrzałem przez okno. Na błoniach rzeczywiście była
 dziewczyna i patrzyła w stronę okna. Pomachałem jej i pobiegłem do wyjścia.
-Chwila, Dan, gdzie lecisz?-spytał Rick.
-Na błonie.
Zdążyłem jeszcze przez ramię spojrzeć, jak wszyscy chłopcy i Nati rzucają się do okna.
*********
-Daniel!
-Amy!
Rzuciła mi się na szyję.
-Ło matko, co za tydzień-westchnęła przytulając się do mnie.
-Owszem, pierwszy jest najgorszy-odwzajemniłem uścisk. Zerknąłem
w stronę okna, w którym przed chwilą stałem. Nadal było widać głowy ciekawskich.
-Idziemy na spacer? Dawno tu nie byłam-rozejrzała się.
*********
Tylko myśl o czekających mnie spacerach z Amy dawała mi przetrwać
kolejne męczące tygodnie nauki. Jednak w któryś piątek, kiedy biegłem
korytarzem na spotkanie z dziewczyną zatrzymałem się cal przed Nati.
-Biegniesz do Avalon?-spytała chłodno.
-Skąd wiesz jak ma na imię!?
-Wierz lub nie, ale ja też mam znajomości w innych domach. I chciałabym się
z tobą krótko pożegnać, przed zerwaniem znajomości.
-Zerwaniem...!?
Nie dokończyłem, bo Nati mnie zaczęła całować, a uścisk miała żelazny.
Trzymała jak w imadle. Kątek oka dostrzegłem ruch. Kiedy dziewczyna mnie
w końcu puściła, obok stała...Amy, zalana łzami.
-Długo nie przychodziłeś, jednak widzę, że w czymś przeszkadzam!
I pobiegła korytarzem.
-Amy!-odepchnąłem Natki, tym razem mocno i nie dbając, czy leży czy oparła
się o ścianę, biegłem za Amy.

Amy?

Bellefeuille: Od Miley do Percy'ego

Przy Ceremonii Przydziału podobno zaszła jakaś pomyłka i zostałam
przydzielona do domu Papillonlisse, jednak wszystko szybko się
rozwiązało i zostałam przeniesiona do Bellefeuille.
Szłam zażenowana tą akademią. Dlaczego rodzice wysłali mnie tu?
Dlaczego musieliśmy się przeprowadzać. W Los Angeles przecież
było nam dobrze... - tak rozmyślając, nawet nie zauważyłam, kiedy
wpadłam na jakiegoś starszego ode mnie chłopaka. O nie... pomyślałam.
W tej chwili nie miałam za dużej ochoty na przeprosiny.

(Percy?)

niedziela, 25 maja 2014

Ombrelune: Od Ell do Rose, David'a, Adama i Clarr

 Dokładnie o 11:32 odjechał pociąg. Siedzieliśmy w przedziale nr 3.
Rosalie wsuwała słodycze (nie wiem jak ona to robi zżera tony czekolady
i w ogóle nie tyje), Clarrisse czytała książkę, David też coś czytał.
A ja póki nie przekroczymy granic Beauxbatons gdzie żadne urządzenia
typu mp4 nie działają - słuchałam muzyki.
David co chwilę krytycznie spoglądał w stronę mojej mp4.
- Mam nadzieję, że cię to nie zabije - mruknął.
- Ależ ty jesteś opiekuńczy... - powiedziałam z lekką nutką ironii. - Nie
nie zabije mnie chcesz posłuchać?
- Nie! Ja tu mam swoją książkę.
- Też mam - pomachałam mu przed oczami książką z napisem Sherlock Holmes.
Westchnął i zaczął czytać dalej a ja włożyłam słuchawkę z powrotem
do ucha i otworzyłam książkę.
Nie minęło 10 minut a Adam nie wytrzymał ciszy i przeciągając się powedział.
- Nie wiem jak wy ale ja idę się przejść. Kto idzie ze mną?
- Niby nikomu to nie zaszkodzi - stwierdziłam i odłożyłam książkę.
- Jak ty idziesz to może też pójdę - oznajmił David.
- No to ja też - powiedziała Rosalie.
Spojrzeliśmy na Clarrisse.
- Ech... nie będę tu sama siedzieć - powiedziała i wstała z ociąganiem.


Kto kończy?

Odchodzą 2 uczennice oraz jedna...!

Żegnamy!

Sheila Boyé

i

Mikayla Lavigne

Powód: Decyzja Właścicielki [Króliczkowa]

Oraz 

Raven Huntress


Powód: Wydalenie - Decyzja Założycielki Akademii.

wtorek, 20 maja 2014

Ombrelune: od Volonte do...

Profesorka rozsypała nad moją głową proszek ze zdobionego woreczka.
Ledwo dotknął mojej głowy, zabarwił się na szmaragdową zieleń. Wszyscy
przy stoliku Ombrelune zaczęli klaskać i wiwatować. Wyjątkowo
uśmiechnięta podeszłam szybkim krokiem do ich stolika. Siadłam między
 jakimiś dziewczynami. Kiedy skończyła się cała ceremonia Maxime zaczęła
przemawiać. Mówiła o zakazanym lesie, o zakazach, nakazach, nauce.
Jak w Hogwarcie-tylko po francusku.
-A teraz możecie jeść!-wykrzyknęła. Talerze i puchary magicznie wypełniły
się wspaniałymi potrawami. Nałożyłam sobie trochę mięsa i surówki, a do
pucharu soku dyniowego.
Kiedy zjadłam, podniosłam się i skierowałam się do wyjścia. Jak zgadywałam,
pokój wspólny Ombrelune znajdował się w lochach. Przesłodzona kopia Hogwartu.
W drzwiach na kogoś wpadłam. Spiorunowałam go wzrokiem, ale na jego
szczęście miał zielone szaty Ombrelune. W innym przypadku skończyłoby się to
zapewne oszałamiając, ale warknęłam tylko:
-Jak łazisz?-i odeszłam.
-Ej, a moze poczekasz?
Jęknęłam.Ombre i taki towarzyski? Ale nic...
-Co?

Ktoś z Ombre?

Bellefeuille: od Lilianne CD Luke'a

-Szczerze? TO chciałam się zapytać o to samo, tylko brak mi było odwagi.
-Czyli jesteśmy parą?-wykrztusił.
-Na to wygląda.
Przytuliałam go, ale zaraz odskoczyłam, bo nad jego ramieniem
dostrzegłam rudą czuprynę Vi.
-Może lepiej nie?
****
W przedziale gadaliśmy o wszystkim i o niczym. O animagach, o szkole,
o glanach...
****
Siadłam w PW Bellefeuille. Nareszcie, w szkole. Brzmi to dziwnie, ale tak
jest:> Nagle wszedł Luke, a wszyscy z Belle obdarzyli go niechętnym spojrzeniem.
-Luke!? Jak tu wszedłeś?
-Z trudem-wrył się obok mnie na fotel.-To wasze ptaszydło zadaje strasznie
trudne pytania. Co to ma być!? Co było pierwsze-Feniks czy ogień!? Ledwo
sie wyrobiłem, bo ptak już przysypiał.
-A czemu w ogóle przyszedłeś?
-Nuży mnie patrzenie na pierwszorocznych-wzruszył ramionami.
-Ty to jednak jesteś potworem, wiesz?
-Bo co?
-A nie pomyślałeś, że rok temu drugorocznych też nużyła twoja ekscytacja?
I spieprzaj z fotela! To, że tu jesteś, nie znaczy, że mas zsię panoszyć!-zepchnęłam go.
-No no, Lilianne! Nie poznaję cię! Najpierw boisz się spojrzeć mi w oczy,
żeby mnie nie urazić, a teraz spieprzaj i spychasz z fotela? Nooooo.
-Weź, przestań.

Luke?

Od Avalone -c.d. Daniela

Spojrzałam na niego z uśmiechem
-Wariat z ciebie -zaśmiałam się -Słyszałam że w kinie mają grać jakiś fajny film....
- Jak będzie to romansidło to mnie wołami tam zaciągaj -udał na
fochaną minkę. - Z resztą i tak już niedługo do szkoły i trzeba się zbierać...
- No tak... Myślałam że Indiana Jones będzie odpowiednim filmem...
Ale cóż szkoła blisko - westchnęłam specjalnie - A do tego jak wspomniałeś
niezbyt ciebie romansidła obchodzą.... A ta jest z niezłą akcją. Niestety
akademia jest ważniejsza.
- Myślałem że... Już chyba po raz 1000 oceniam książkę po okładce -palnął
się w czoło- Myślałem że ty to tylko denne romansidła oglądasz.
- Myślałam wpierw nad Gwiezdnymi Wojnami ale te musielibyśmy obejrzeć
u mnie -powiedziałam po czym dodałam - I jak kofeina przestała działać.
Zamyślił się przez chwile. Nadal nie rozluźnił uścisku. Próbowałam się po raz
setny wyrwać z jego objęć.
- Czy tak ci ze mną źle że się wyrywasz? -spytał i udał zasmuconego
- Nie ale zabierasz mi tlen potrzebny do funkcjonowania mojego organizmu
i przez ciebie wdycham tylko dwutlenek wydalany przez twoje drogi oddechowe
-powiedziałam w jak najbardziej mądry sposób po czym spojrzałam na Daniela.
Był na granicy wybuchnięcia donośnym śmiechem. Może jednak ta kawa nie
była dobrym pomysłem.
-Jak zaczniesz się śmiać to przysięgam że wrzucę cię do fontanny -powiedziałam
i po chwili przygryzłam język. Przecież mógł to wykorzystać! Zważając że fontanna
jest niedaleko nas. Ten jednak zrobił to co przewidywałam. Zaczęłam go
kopać. - Daniel mam nową su...
Nie skończyłam gdyż wylądowałam w fontannie. Niektórzy ludzie spojrzeli na
nas jak na bandę niedorozwojów. Chłopak wyciągnął mnie z fontanny.
-W szkole będziesz zimny trup! -krzyknęłam
-Amy a nie lepiej ciepły? -zaśmiał się i zaczął mnie łaskotać. Lecz był jeden
 problem ja nie miałam łaskotek. Za to on wbrew przeciwnie. Zwijał się ze śmiechu.
-A masz za to że mnie wrzuciłeś i teraz jestem cała mokra! - ochlapałam go wodą z fontanny.


<Daniel?>

Od Liesel-c.d. Mikayli

-Jestem Liesel a ty? -spytałam
-Mikayla czarodziejka a ty? Czarodziej czy mugol? -spytała
-Czarodziej -odpowiedziałam ledwo słyszalnie.- Czystej krwi, będę
pierwszym rocznikiem w Akademii.
-Och jak miło. Ja jestem z trzeciego -powiedziała - Do tego potrafię
używać zaklęć bez różdżki.
-Ja podobnie -powiedziałam a dziewczyna podniosła brew - Uczyłam
się magi w domu bo urodziny mam 10 listopada i tak naprawdę powinnam
uczęszczać na 2 rok a nie na pierwszy. Potrafię sprawić że przedmioty
lewitują bez użycia różdżki lecz z odpowiednim zaklęciem a ministerstwo
mnie nie goni bo nie chodzę jeszcze do szkoły i nie mam różdżki... Znaczy
mam bo babcia kupiła mi 2 miesiące temu. Zresztą nie chcesz raczej słuchać
opowieści pierwszego rocznika.
-Jak chcesz to gdy będziesz w szkole to cię oprowadzę i pokażę różne
tajne przejścia jeśli znajdę -uśmiechnęła się.
- Jasne -uśmiechnęłam się delikatnie a po chwili wzrok wbiłam w trampki.
<Mikayla?>

niedziela, 18 maja 2014

Od Adama cd. Ell

Wymieniliśmy z Davidem spojrzenia, po czym odezwałem się:
- Oczywiście, że Pogromcy kafla z Quiberon! W końcu mistrzowie ligi!
- Trochę wiary w naszych - Dave przyjaźnie trącił Ell łokciem.
- Kto nie jest z nami, jest przeciw nam - wyszczerzyłem się, jak to Ellie mówi, "w uśmiechu konia".
- Nie mówiłam, że nie głosuję na Francję - uniosła ręce w geście "to nie ja". - Pytam tylko przecież...
- Całe szczęście, bo Clarr już celowała w ciebie oszałamiaczem - parsknął Percy. Wszyscy się szczerze roześmialiśmy.

Dwie godziny później siedzieliśmy już całą paczką w loży honorowej (chwała galeonom, dobrym kontaktom i kochanemu ministrowi magii) i głośno kibicowaliśmy. Oczywiście ja i David wiedliśmy prym. Momentami Clarr i Ell miewały dosyć i mówiły, że mamy przestać, bo wyjdą, ale nie zrobiły tego. Kto by opuścił taki mecz?! Pogromcy przeciwko legendarnym Sokołom z Heidelbergu - drużynie znanej z tego, że wzięła udział w najdłuższym meczu quidditcha w historii (trwał on tydzień)! Walka wyrównana praktycznie do samego końca. Widzowie, w tym my, z zapartym tchem obserwowali rozgrywkę, oczekując złapania znicza przez którąś z drużyn. Nagle...
Wraz z Blondaskiem wychyliliśmy się za barierkę, aż niemal wypadliśmy. Michael Müller - szukający Sokołów - widocznie dojrzał złotą piłeczkę, gdyż niespodziewanie pomknął pionowo w dół niczym strzała. Nasz - Antoine Geoffrin - spostrzegł go, jednak był po drugiej stronie boiska. Bez chwili wahania ruszył w dół za Müllerem.
- LEEEĆ!!! - zaczęliśmy się drzeć, ile sił w płucach.
Stało się coś nieprawdopodobnego. Kiedy Geoffrin znalazł się na wyciągnięcie ręki od Müllera, Niemiec w ostatniej chwili zawrócił i odbił się do góry, natomiast Francuz z całej siły pierdyknął o ziemię. Po trybunach potoczyło się zrezygnowane "Ooo...".
- Dawaj rezerwowego! - krzyknąłem, choć wśród ogólnego gwaru nikt nie miał prawa tego słyszeć.
Przez chwilę był czas. Następnie na boisko wpuszczono Pierre'a de Diona. Sędzia odgwizdał powrót do rozgrywki. To były sekundy. Szukający Niemiec, który musiał dostrzec znicza podczas przerwy i śledzić jego lot, wystartował do przodu i momentalnie dzierżył w wyciągniętej ku górze ręce trzepocącą skrzydłami piłeczkę.
- SOKOŁY Z HEIDELBERGU ZDOBYWAJĄ MISTRZOSTWO ŚWIATA W QUIDDITCHU! 320:160 DLA NIEMCÓW! - rozległ się głos tuż przy naszych uszach. David kopnął z całej siły w barierkę, a ja cisnąłem różdżkę na ziemię.
- Ja pieprzę... - mruknęła Clarisse pod nosem.
- Wykrakałaś - burknąłem do Ell oskarżycielsko.
- Przecież ja nic nie mówiłam! Jeszcze tego nie było, żebyś mnie posądzał o klęskę ulubionej drużyny!
- Dobra, nie kłóćcie się... Ja muszę odreagować. Chodź, Diabeł - David skinął na mnie ręką. Rzucił coś na odchodnym rodzicom, po czym zeszliśmy z loży na sam dół.
- Masz jointy? - spytał, rozglądając się ostrożnie.
- No raczej... Chodź... w jakieś mniej wyeksponowane miejsce.
Od stadionu do kempingu było z pół kilometra drogi przez sosnowy lasek. Nie namyślając się długo weszliśmy między drzewa. Zeszliśmy ze ścieżki i usiedliśmy na jakimś pieńku. Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem dwa blanty. Jednego z nich podałem Blondaskowi.
- Wiesz, mugole czasami wymyślą coś pożytecznego - mruknął, po czym wypowiedział jakieś zaklęcie, które sprawiło, że skręt zapłonął. To samo zrobił z moim. Natychmiast wziąłem długiego bucha. Mmm... To było moje najlepsze odkrycie.

- CLARISSE CHARLOTTE CECILY CAHAN CAIREANN LA RUE!!! - krzyczałem pół godziny później przy namiocie przyjaciółki.
- Po jakiemu ty gadasz? - spytał David, patrząc na mnie jak na debila.
- Po angielsku! A nie, francusku... - na chwilę mnie zmuliło. Kilka sekund byłem cicho, by po ich upływie wybuchnąć głośnym śmiechem.
- Co się drzecie, debile? - z namiotu wychynęła głowa dziewczyny. Groźną miała minkę. - Macie szczęście, że moi rodzice nie śpią, tylko gadają z ministrem, bo byście mieli przejebane!
- Minister, kanister, banister, sister... - zaczął wymieniać Dave w zadumie.
- PANIE SEMAFORZE! - zawołałem do wnętrza namiotu. - PARYŻ POZDRAWIA!
- Jak będę duzi, będę hodował śmoki - oznajmił przyjaciel.
Clarisse patrzyła na nas z mieszaniną niepokoju i złości.
- Co wy chlaliście? - zapytała. Podeszła do mnie i zaczęła mnie obwąchiwać.
- Nic, mamo - zrobiłem minkę niesłusznie skarżonego dziecka.
- Pokaż gały - nakazała groźnie. - Co to? Trawa?!
- Nie - odpowiedział Smoku, po czym zaniósł się kaszlem, zatoczył i przewrócił. Zacząłem się z niego śmiać. Clarisse zrobiła facepalm. - Tonę! - zawył, rzucając się w błocie.
- Adam, podnieś go - powiedziała błagalnym tonem.
- Nieee! Nie będę! Tam jest lawa! Stop przemocy wobec zwierząt!
- Zielona woda zalewa me zielone płucaaa! - jęczał przyjaciel.
- Wyście poszaleli! Wstawaj, David! Adam, przestań się śmiać, do cholery jasnej! Idziemy stąd, bo was ktoś zobaczy!
- Uuu... Nie unoś się tak, Stefan! - poprosiłem ze strachem.
- Mam was dosyć! - jednym, stanowczym pociągnięciem podniosła Davida na nogi, po czym wzięła nas za nadgarstki i zaczęła prowadzić jak najdalej od namiotu swoich rodziców.
- Nie do wiary... Zasrane ćpuny! - kiedy się zatrzymała, oberwaliśmy oboje z płaskiej. - Marihuana?! Serio?! - w tym właśnie momencie zaczęła mówić w jakimś dziwnym języku, którego nie zrozumiałem. Blondasek zaczął się śmiać.
- AAA! Patrz, David, krzak marysi - zaświeciły mi się oczy. Podszedłem do rzeczonej rośliny i zacząłem zbierać jej liście.
- Adam... Uspokój się... ADAM, USPOKÓJ SIĘ! - wrzasnęła Clarisse i odciągnęła mnie od zielonego.
- OCIPIAŁAŚ?! Sprzedam to!
- Idioto! To jest leszczyna!
Spojrzałem na liście trzymane w garści.
- To po co ludzi w chuja robią?!
- Clarisse... - zaczął David. - Bo ja mam taki trochę pomysł - uśmiechnął się triumfalnie, jak dziecko, które pierwszy raz zawiązało samodzielnie buty.
- Gratuluję. Czy ten pomysł to pójście spać?
Zacząłem się brechtać. Ale go zgasiła! Dostałem z glana w kostkę i przestałem - teraz płakałem.
- Brooks! Jesteś facet czy baba?
- To boooli - załkałem.
- Dobrze, przepraszam - westchnęła.
- Clarisse... - znów odezwał się Dave.
- Tak?
- Nie spytałaś, jaki to pomysł.
Clarisse szepnęła coś w stylu: "świat pełen jest idiotów" i zwróciła się do Blondaska:
- Więc jaki to pomysł?
- Nie powiem ci! - śmiech.
- DAVID!
- No dobra, dobra... Już wyrzucę te śmieci...
- JAKI TO POMYSŁ?!
- Wiesz... Może wybralibyśmy się zacną trójką na jakieś małe gnębienie mugoli?

THE END xd

Uwaga!

Wakacje. Przeciągnęło się to znaczniej niż myślałam xD
więc tak. Jest już rok szkolny wszystkie opowiadania związane
ze Szkołą proszę wysyłać do mnie z nazwą domu przed imionami
od kogo do kogo - czyli tradycyjnie
Nazwa Domu : Od ... Do/Cd. ...
Za te opowiadania będą domy już normalnie dostawać po 5 pkt.

Lecz opowiadania które chcecie dokończyć a są związane
z Wakacjami proszę w nich nie pisać nazwy domu
tylko Od kogo Do/Cd. Kogo.
Ponieważ za nie domy nie będą otrzymywać pkt.

Dziękuję
Dinoteria
PP.S.

Papillonlisse: Od Luke'a cd. Lilianne

- Wiecie, że już ostatni dzień wakacji? - zapytała Bianka, gdy zbliżaliśmy się do
końca naszych zakupów. Mieliśmy już tyle rzeczy, że na pewno to już wszystko.
Vinyl potaknęła. Bianka znów się odezwała:
- Szkoda. Ale mimo to uwielbiam ten pociąg.
- Racja. - rzekła w zamyśleniu Lil.
- A, właśnie. Siadamy razem w przedziale? - zwróciłem się bardziej do Bianki
i Vilyl, niż do Lil, bo wiedziałem, że się ona zgodzi.
- Jasne. - tak jak przeczuwałem Lil zgodziła się.
Bianka skrzywiła się.
- Musimy?
- MUSIMY. - nalegała Lilianne i uśmiechała się słodko.


Obudziłem się rano i uświadomiłem sobie, że dziś jest podróż pociągiem.
- Pakuj! - mruknąłem, unosząc różdżkę.
W pośpiechu zjadłem śniadanie, zabrałem sowę i trochę galeonów. Różdżkę
jak zwykle miałem w kieszeni. Rodzicom rzuciłem szybkie "Zawieźcie mnie na
peron". Wykonali moją prośbę.

- Cześć Lilianne! - uśmiechnąłem się do dziewczyny.
- Witaj. - odpowiedziała.
- Póki nie ma Bianki i Vinyl... Wiesz... Po tym, wczoraj.. To my jesteśmy... parą?
 Znaczy... Czy chciałabyś...?
Zarumieniła się.

Papillonlisse: Od Luke'a cd. Lilianne

Uśmiechnąłem się w zamyśleniu patrząc przez okno na piękne widoki
wzgórz, jezior, im bliżej do Akademii tym było ich więcej i miałem co
oglądać, podczas gdy dziewczyny wesoło gawędziły o animagach i innych
różnych bzdetach, których nie miałem zamiaru rozumieć. W pewnym
momencie, zaczęło mi się potwornie nudzić, ale na szczęście nie zasnąłem
dzięki szturchnięciu kogoś z zewnątrz. Podróż, mimo, że nudna mijała
szybko i po paru godzinach byliśmy w Beauxbatons. Zauważyłem rządek
pierwszoroczniaków, trzęsących się ze strachu. Widziałem w nich samego
siebie. Jeszcze rok temu wyglądałem tak samo.

- A więc mamy nowy rok szkolny. Zanim zaczniemy ucztę, poproszę
pierwszorocznych aby siedli na stołku i nałożyli Tiarę Przydziału, gdy
wyczytam ich nazwisko. - usłyszałem donośny, damski głos, rozchodzący
się z echem po Wielkiej Sali.
- Papillonilisse! - warknęła Tiara, a przy naszym stole rozległy się poklaski.
- Ombrelune! - krzynkęła chwilę później, a przy stole Luniaków zaczęto wiwatować.

Po zakończeniu uczty skierowałem się do Pokoju Wspólnego. Usiadłem
na moim ulubionym fotelu. W PW roiło się od zmieszanych Pierwszorocznych.
Patrzyłem na nich z ciekawością. Do czasu. Zaczęło mi się nudzić, więc
podreptałem do Lilianne.

Lili? Sorry, brak weny : )

od Daniela do Rosalie

Szwendałem się po mieście bez celu. Amy wyjechała na tydzień do
jakiejś ciotki czy tam coś, a nie mogła mnie zabrać, choć chciała.
Zatem szwendałem się bez celu. Pod wieżą Eiffla stanąłem i zadarłem głowę.
Szczyt wieży był wysoookoo. Podeszłam cały czas wgapiony do jednej
z ławeczek, której umiejscowienie znam na pamięć i klapnąłem ciężko.
Dopiero, kiedy siedziałem uświadomiłem sobie, że siedzę podejrzanie
blisko jakiejś dziewczyny.
-Ops, sorry.-odsunąłem się, a dziewczyna spojrzała na mnie znad książki.
-Niec się nie stało. Ja cię chyba skądś kojarzę?
-Ja ciebie też skądś, tylko nie wiem skąd, a jesteś raczej oryginalna-zerknąłem
na jej niebieskie włosy.
Dziewczyna sprawiała wrażenie, jakby coś sobie przypomniała i zagadnęła ostrożnie:
-Ombrelune, Bellefeuille, Heroqueors czy Papillonlisse?
I wszystko jasne. Ona jest z Beauxbatons.
-Papillonlisse-odetchnąłem.
-Ja Ombrelune-wyszczerzyła się. Ombrelune miło mi się kojarzył-Jestem Rosalie.
-A ja Daniel. Skoro Ombre, to jesteś czystej krwi?
-Aha. A ty?
-Mugolak. Ale tobie to chyba nie przeszkadza, bo wydajez się miła.

Rosalie?

Od Ell cd Adama

Przysłuchiwałam się jeszcze chwilę kłótni Adama ze swoją siostrą.
- No dobra - wstałam z fotela - Chodź młoda idziemy do Davida, Clarr i Percy'ego...
- CO?! - zdenerwował się Adam.
- Bo powiem OJCU! - wkurzyła się Leslie.
- Ej! - pogroziłam jej palcem - Nikt nie będzie nikomu nic mówił OK?
Chodź. Rosalie idziesz ze mną?
Dziewczyna kiwnęła głową i wstała z fotela. Spojrzałam na Adama. Pokręcił
z rezygnacją głową i wstał z ociąganiem.
- Chodź Les! - zawołała Rose.
Chwilę później szliśmy już do namiotów przyjaciół.
- EJ! BLOOONDIIII WYŁAŹ! - wrzasnął Adam do namiotu Davida.
- Cześć, przyprowadziłam ci małą wiedźmę - powiedziałam uśmiechnięta.
- Mam na imię Leslie - mruknęła.
- Cześć - powiedział David uśmiechając się do młodej.
- Idziemy się powłóczyć. Wybierasz sie może z nami?
- Można. - powiedział. - Idziemy po Clarr i resztę?
- Tsaa - powiedział Adam.
Chwilę później chodziliśmy po obozowisku.
- Kto wg was wygra? - zapytałam.


Ktoś kończy?

od Lil CD Luke'a

-Kupmy może te instrumenty na muzykologię.
-OK, dobry pomysł.
Weszliśmy do sklepu muzycznego, gdzie wybrałam srebrny flet poprzeczny
za 70 galeonów. Dmuchnęłam w niego. Wydobył się srebrzysty dźwięk, który
w miarę upływu czasu dźwięk nie słabła, ale wręcz przeciwnie-potężniał, nie
tracąc na delikatności.
-Kupuję!-dałam pieniądze na ladę i zwróciłam się do Luke'a-A ty co kupisz?
-Gitarę.
Weszliśmy oboje w głąb sklepu, gdzie znajdowały się gitary.
Po chwili oglądaliśmy czarną gitarę akustyczną ze wzorem roślinnym wokół
otworu rezonansowego.
Uderzyłam w struny. Dźwięk był czysty i przyjemny.
-Śliczna jest!-szepnęłam.Uśmiechnął się szarmancko:
-Nie tak bardzo jak ty.
Zarumieniłam się i odwróciłam wzrok, by natrafić na miażdżące Luke'a
spojrzenie Pianki zza kontrabasów.
Podeszliśmy do Viji.
-A ty co kupisz?
Zastanowiła się:
-Kupię sobie didżeridu i zostanę Aborygenem.
Zaśmialiśmy się.
-A ja jestem wirtuozem w graniu na nerwach!-dorzuciła swoje trzy grosze
Pianka. Rozesmialiśmy się jeszcze głośniej.
-Ejże! Młodzieży! Te instrumenty są bardzo wrażliwe na hałas! Albo milczycie,
albo płacicie i zmykacie.
Zapłaciliśmy. Dopiero za drzwiami ryknęliśmy pełnym śmiechem.
-Dzięki za komplement-dopiero podziękowałam.

Luke?

Od Jane c.d. Petty'ego

- Jeśli jesteś takim księciem jak Joffrey z Gry o Tron to nie -powiedziałam
i zaśmiałam się
- Kto? -podniósł brew
- Taki jeden głupi chłopak -wzruszyłam ramionami po czym z uśmiechem
wstałam z łóżka i rzuciłam mu się na szyję. Po czym pocałowałam żeby
książę sir Futrzak się nie obraził. Następnie usiadłam na krześle koło biurka
 -Zadowolony sir Futrzaku?
- Masz -rzucił mi MOJĄ skarpetę z podłogi -Uwalniam cię Wiewórkowy
Skrzacie domowy. Już nie musisz do mnie mówić "sir".
- Bo rzucę w ciebie babeczką! -krzyknęłam a chłopak spojrzał na mnie.
- Masz babeczkę i nic nie mówisz?! -spytał -Twój książę jest głodny zacna lady.
- Masz -rzuciłam mu babeczkę -Tylko pamiętaj że jest robiona przez moich
braci. Z hinduskimi przyprawami więc...
Nie dokończyłam bo chłopak wziął łapczywie kęs babeczki. Efekt był
natychmiastowy. Zapomniałam dodać że może zawierać troszeczkę chili i innych
ostrych hinduskich potraw.
- Wody! - machał sobie przed twarzą -Czemu nie mówiłaś że jest piekielnie ostra!
-Bo twój żołądek mówił ci "Jedz Petty nic ci przecież nie zaszkodzi"
a mówiłam że to babeczka moich BRACI i do tego z HINDUSKIMI przyprawami
takimi jak curry i tak dalej. Dodali jeszcze do ciasta całą papryczkę chili bo
chcieli dać to tacie ale jak widać dali ją mi a ja dałam tobie i teraz to ciebie pali -powiedziałam
- Mam nauczkę żeby nie słuchać wpierw żołądka. A teraz proszę kochanie
podaj mi wodę bo twoja babeczka wypala mi gardło!
-Jak się na pijesz będzie tylko gorzej -powiedziałam
-Ale ja tu umieram! -krzyknął
-Nie wrzeszcz bo obudzisz Nadine! A do tego bracia się dowiedzą że
zjadłeś babeczkę! Nikt przy zdrowych zmysłach nie zjadł by czegoś co oni wypiekli!
<Petty? Nauka na dziś "co upieką Nicodème i Maxime jest niejadalne"   >

wtorek, 13 maja 2014

Od Adama cd. Ell

- Dobra, to idziecie gdzieś teraz z nami? - zwróciłem się do Clarisse.
- Wiesz... Może później - powiedziała. - Ale zobaczymy się na meczu, tak?
- Tak jest, loża honorowa - uśmiechnąłem się dumnie. Ona odwzajemniła to. - Smoku, a ty idziesz?
Odwróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni, by być przodem do kumpla. Wtedy mnie zamurowało. Stanąłem normalnie jak wryty i głupkowato przyglądałem się, jak David i Ell się liżą. Nieświadomie otworzyłem usta ze zdumienia.
- E... Wy... Razem?! - zdołałem wydukać, wybałuszając oczy. Rosalie stała koło różowowłosej i była równie osłupiała co ja. Miałem przeczucie, że stojący za mną Clarr i Percy również są zdziwieni.
- A co, nie widać? - spytała Ell, kiedy wreszcie odkleiła się od blondyna.
- Nic nie mówiłaś - mruknąłem.
- Nie muszę ci się spowiadać - rzuciła.
- Obejdę się. Po prostu jesteśmy kumplami i no... kumple mówią sobie takie rzeczy - wzruszyłem ramionami. - A tak między nami, David, mogłeś lepiej wybrać - parsknąłem, trącając łokciem Blondaska.
- Spadaj - syknęła Ellie.
- Wiesz, jeśli macie zamiar przez cały czas się migdalić, to David nie musi z nami iść - zażartowałem. Lubię ją irytować.
- Jakoś nie trzymałeś się tego, kiedy lizałeś się z Ray w nocy, mimo że spałam w pokoju obok.
- LIZAŁEŚ SIĘ Z RAY W NOCY?! - oczy Davida przybrały wielkość galeonów. - Wróciliście do siebie?
- Nie - odpowiedzieliśmy chórem z Rosalie.
- Ok - mruknął tonem, mówiącym: "nie wnikam". Atmosfera zaczęła się robić napięta.
- Truuudneee spraaawyyy... - zaintonował Percy po chwili milczenia i towarzystwo - na całe szczęście - wybuchnęło śmiechem.
- No, to idziesz z nami, Barbie? - zapytałem raz jeszcze.
- Raczej nie - skrzywił się. - Muszę siedzieć z rodzeństwem. Zobaczymy się w loży honorowej.
- W porządku.
- Aha! Masz miejsce w moim namiocie, co nie?
- To chyba od ciebie zależy - zaśmiałem się. - Ale tak, mam. Laski zajmują mój. No... To nara - skinąłem na niego ręką. Wszedł do namiotu. - Do potem, Aniołku - uśmiechnąłem się słodziutko do dziewczyny, po czym rozeszliśmy się w przeciwnych kierunkach.

Ell i Rosalie rozpakowywały się - swoją drogą nie ogarniam, jak na jeden nocleg można zabrać tyle niepotrzebnych rzeczy - a ja siedziałem na łóżku i przypatrywałem się temu z niecierpliwością. Chciałem już znaleźć się na stadionie.
- Długo jeszcze?! - warknąłem, kiedy różowa głowa wychynęła po raz enty zza drzwi łazienki.
- Chyba nie... Co ci się tak spieszy?!... A, no tak, zapomniałam! Quidditch to twoje życie, prawda? - Ell zapuściła koński uśmiech.
- Co ty pierdolisz? - spojrzałem na nią jak na wariatkę.
- To twoje słowa - i ta satysfakcja na twarzy. - Powiedziałeś mi to po naszym pierwszym wspólnym treningu! To było takie... Ach, wzruszające...
- Że aż musiałaś to zapamiętać? - odgryzłem się. Natychmiast spełzło jej z twarzy to zadowolenie.
- Tak jakoś się zapamiętało... Żebym mogła tego kiedyś użyć przeciwko tobie.
No, wybroniła się!
- Adam? - usłyszałem ohydny głos. Głos mojego starego...
- Co? - syknąłem.
- Już jesteśmy. Musimy jednak z matką coś załatwić. Przyjdziemy od razu do loży. Zostawiamy ci Leslie.
- CO?! NIE! - zaprzeczyłem tak głośno, że dziewczyny wyleciały z łazienki jak strzały.
- Co to znaczy "nie"? - zapytał ojciec surowo.
- Nie będę niańczył tej małej wiedźmy!
- Adamie Brooks! - obok ojca stanęła i mamuśka. - Nic nas twoje zdanie nie obchodzi! To jest polecenie, które masz wykonać. Kropka. A niech się tylko dowiem, że jej coś zrobiłeś... - zagroziła.
- To co?
- To odbiorę ci Błyskawicę - wtrącił ojciec.
- Bierz se ją! I tak nie mam gdzie grać na tym zajebanym Rue du Renard! Bierz ją i spadaj!
- ADAM jak ty się wyrażasz?! - zaperzyła się matka.
- Po francusku. Mieliście gdzieś iść - przypomniałem.
- Leslie - ojciec wystawił głowę z namiotu. - Chodź tu. Zostaniesz z Adamem.
- Dobrze, tatku!
Do pomieszczenia weszła mała potwora - ciemnowłosa dwunastolatka o niebiesko-szarych oczach. Rodzice zmierzyli mnie wzrokiem i wyszli bez słowa. Kiedy oddalili się dostatecznie daleko, by nas nie słyszeć, diabeł się uwolnił.
- Czego się gapisz? - warknęła Leslie.
- Dawno z bliska gówna nie widziałem - wyszczerzyłem się z uciechy. - Tęskniłaś, co?
- Jak chuj. Jak se pomyślę, że mam chodzić z tobą do jednej szkoły...
- Żeby tak tatulek słyszał, jak się wyrażasz...
- Leć i mu powiedz! Na pewno uwierzy...
Leslie z kwaśną miną przysiadła na fotelu. Ell i Ray wreszcie odzyskały język w gębie.
- Siostra Adama, ot co - westchnęła Ellie, co miało znaczyć coś w deseń: "niedaleko pada jabłko od jabłoni".
- Ooo... - młoda dopiero teraz spostrzegła moje przyjaciółki. Świdrowała je wzrokiem przepełnionym drwiną i wyższością, mimo iż były od niej starsze. - Więc jednak ktoś jest na tyle głupi, żeby polecieć na mojego brata?
- Ej! Słuchaj, młoda! Po pierwsze nie lecę na Diabła... Adama, naczy... Fuj! Po drugie nie życzę sobie, żebyś mi uwłaczała, gówniaro! - oczywiście, że Ellie nie dała sobą pomiatać.
- Ale się boję... - Leslie zaśmiała się gorzko. - Czysta krew?
- Czysta - burknęła różowowłosa.
- A ty, słodziaku? - Leslie zwróciła się do Rosalie.
- Leslie, uspokój się! - zagrzmiałem. - Nie popisuj się i zostaw je. My teraz idziemy se połazić, a ty tu grzecznie zostaniesz i wrócimy po ciebie przed meczem.
- Ani mi się śni! Chcę poznać twoich kumpli. Na pewno jakiś ma mniej krzywą twarz od ciebie i będzie na czym oko zawiesić...
- Ej! Jego kumpel to mój chłopak! - rozjuszyła się Ell.
- Spoko, mała. Nie daj się dzieciakowi sprowokować. Nigdzie nie idziesz - zwróciłem się do siostry.
- Idę! Albo... - uśmiechnęła się chytrze. - Powiem rodzicom, że mnie zostawiłeś.

Ell? Ray? Poskromić złośnicę :D

poniedziałek, 12 maja 2014

Od Luke'a cd. Lilianne

- Na pewno? - spojrzałem podejrzliwie na dziewczyny. Bianka
zmroziła mnie spojrzeniem. Wydawało mi się, że w każdej chwili
jest gotowa mi coś zrobić. Nie znam jej dobrze, ale myślę, iż potrafi
więcej niż mi się wydawało. W tym czasie zdążyliśmy już nieco
zbliżyć się do lodziarni. - Jakie lody, dziewczęta?
Uśmiechnąłem się słodko. Może chciałem zrobić coś, aby nie zginąć
śmiercią błyskawiczną z rąk Bianki.
- Jaki szarmancki. - prychnęła Vinyl. Lil miała coś powiedzieć, ale
Vi ją wyprzedziła - Czekoladowe poproszę.
Gdy dziewczyny jeszcze przez następne kilkanaście minut wybierały
lody, ja zamówiłem już swoje.
- Długo jeszcze? - zapytałem.
Lil grzecznie zaprzeczyła, a Vi mruknęła coś pod nosem.
- Dla mnie czekoladowo-pistacjowo-truskawkowo-cytrynowo
-orzechowe. - wtrąciła Bianka.
- Ja chcę czekoladowe. Tak jak na początku. - powiedziała Vi.
- Ja poproszę jogurtowe. - rzuciła Lilianne.
Nie wem jak zdołałem zapamiętać zamówienia Bianki, ale wszystkie
dostały swoje lody.
- Smakuje? - zapytałem, wychodząc za dziewczynami z lodziarni. - Bon Appétit!
- Ta. Może chodźmy teraz kupić potrzebne rzeczy, co? - Lil delektowała
się swoimi lodami, w zamyśleniu.

* * * * * * * * * * * *

- No, to mamy już kociołki. Może teraz książki? - zapytała rudowłosa
dziewczyna, spoglądając na mnie, kiedy wychodziliśmy ze sklepu z kociołkami.
Zastanowiłem się chwilę.
- Nie, bliżej będzie kupić teraz kryształową kulę. Potem książki.

Gdy wychodziliśmy już z kulami z małego budynku, czekało nas jeszcze
dużo czasu spędzonego na Placu Horkruksów.
- Teraz książki. - powiadomiła Lilianne. - Dużo książek. Bardzo dużo.
- Muzykologia, Eliksiry, Transmutacja, Zielarstwo... - zaczęła wyliczać Bianka.
Gdy wchodziliśmy do budynku zauważyliśmy półki usiane różnorodnymi
księgami. Powitał nas starszy mężczyzna.
- Drogie dzieci. Co dla was?
Podałem mu listę.
- Razy cztery! - krzyknąłem gdy zniknął za ladą.
Podał mi książki.
- Mówiłeś coś, chłopcze?
- Książki razy cztery.
- Aaaaaach. Oczywiście. Nie te lata, nie ten słuch...

* * * * * * * * * *

- Czy tego musi być aż tyle? - skrzywiła się Bianka, wskazując na książki.
- Niestety. - skomentowała Vinyl, opierając głowę na rękach.
Byliśmy właśnie w sklepie z szatami, bowiem Lilianne stwierdziła, iż jej
szata jest już na nią za mała.
Gdy wybrała odpowiednią(należy dodać, że robiła to baaaaaaaaardzo długo)
poszliśmy wszyscy dalej.
- Co teraz kupujemy? - zapytała Lili, aby chwilę później ziewnąć z przemęczenia.

Lil? Że brak weny to pewnie się już domyśliłaś ;/

Od Ell cd Adama i Davida [2 w 1 xD]

- Ojej... - jęknęłam. David wzruszył ramionami. - Nie obrazisz
się jak powiem, żebyś przyleciał po mnie jak zjesz?
- Jasne, że nie - wyszczerzył się - Sam bym się spłoszył.
- Nie chodzi o to... Tylko za dużo emocji jak na jeden raz - parsknęłam
śmiechem - w końcu nie codziennie widuje się taką klatę.
- No ba - wypiął dumnie pierś.
- No to... - wsiadłam na moją błyskawicę i tradycyjnie dotknęłam
pęknięcia które powstało w wyniku mojego wypadku na meczu...
Jakieś pół roku temu.
- Sayonara - powiedziałam po czym wyleciałam z prędkością bliską
prędkości światła.
Z taką samą wleciałam do pokoju i walnęłam się na łóżko.
Bosh.
Po krótkich rozmyśleniach postanowiłam sięgnąć po jakąś książkę.
Napatoczył mi się "Sherlock Holmes" (ahahahah XD). Po około
45 minutach do okna zastukał David.
Podeszłam do niego z rumieńcami na twarzy.
- Hej - przywitał się.
- PACZ PACZ! - przytknęłam mu książkę do twarzy.
- Co to jest...? - popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.
- KSIĄŻKA! - wykrzyknęłam podekscytowana.
- No co ty...
- TAK! I się nazywa Sherlock Holmes i ona jest o Sherlock'u Holmes'ie
i on jest detektywem i on ma takiego kumpla Watsona i on był na wojnie
i on jest żołnieżem i jest Adler i Moriarty i wgl i Sherlock i Watson to
nie geje bo Sherlock się zakochał w Adler a Watson się pobiera z Mary a Sherlock...
- Tak, tak ciekawe.. Przeczytałaś całe?
- Nie... Tylko początek środek i połowę... - wyznałam skruszona - nie mogłam wytrzymać...
- Tsa... Idziemy na lody?
- Można - powiedziałam uśmiechnięta.
Na lodach cały czas nawijaliśmy o wszystkim i o niczym. Ja wzięłam
miętowe, a David orzechowe i tak chodziliśmy z 3 godziny. W końcu
pożegnaliśmy się i polecieliśmy każde w swoją stronę.
Potem trochę korespondowaliśmy aż w końcu nastąpiły mistrzostwa.
Jechałam z Rosalie i Adamem. Oczywiście nie mogło się obejść bez ich
żadnych problemów. Poza tym w nocy i tak słyszałam kroki obok
w pokoju więc zaczęłam się trochę domyślać kiedy zobaczyłam zapłakaną
Rosalie w objęciach Adama.
Cóż... W każdym bądź razie poszliśmy spotkać się z Clarr Percym i Davidem.
Chłopaki zaczęli walczyć na swoje mało zaawansowane zaklęcia, a Clarisse
jak zwykle rozstrzygnęła spór. Są za bardzo przewidywalni...

Kończycie?

niedziela, 11 maja 2014

Od Petty'ego C.D. Jane

Jadłem właśnie kanapki gdy dostałem sowę od wiewióreczki.
Gdy tylko odczytałem list założyłem kurtkę i wziąłem ostatnią
kanapkę do buzi a wychodząc z domu rzuciłem ojcu szybkie
,,Idę do dziewczyny. Pa" i wyszedłem.
Gdy doszedłem do domu Jane i zapukałem otworzyła mi macocha
wiewióreczki.
- Dzień dobry, Pani Star. Czy zastałem Jane? - Zapytałem uprzejmie.
- Dzień dobry. Tak jest u siebie w pokoju. Proszę. - Powiedziała
przesuwając się w bok i otwierając szerzej drzwi.
- Dziękuję - Powiedziałem jeszcze i ruszyłem do pokoju Jane.
Lekko otworzyłem drzwi i wejrzałem przez nie.
Wiewiórka leżała na łóżku i czytała zacięcie jakąś książkę.
Otworzyłem szerzej i powiedziałem.
- Kochanie! Właśnie przybył twój futerkowy książe na jakże
brązowej miotle a ty nawet go nie przywitasz ani nie ucałujesz?!
Powiedziałem udając oburzonego.

<Jane? WYBACZ, że tak późno d*-*b >

Od David'a C.D. Ell

- No wiesz... Można spróbować - powiedziała nieśmiało.
- Hym... - Zacząłem się zastanawiać, po chwili spojrzałem na nią
i pocałowałem. Pocałunek nie trwał długo bo po chwili oderwałem
się od niej.. - Hym... Dobrze całujesz. - Powiedziałem po namyśle
by od razu dodać - No możemy spróbować - Powiedziałem
uśmiechając się łobuzersko.
- Świnia. - Parsknęła
- Wiesz, że jest taka piosenka? Facet to świnia.. - Zacząłem nucić
- Przynajmniej coś co się równa z prawdą. - Powiedziała uśmiechając
się złośliwie za co dostała poduszką.
- A wiesz, że.. - Zacząłem ale przerwał mi krzyk "mamusi".
- DAVIDZIE! ILE MAMY JESZCZE NA CIEBIE Z OJCEM
CZEKAĆ! - Podszedłem do drzwi, które otworzyłem i wychyliłem
się przez nie trochę i odkrzyknąłem;
- JUŻ IDĘ! Ach.. Masakra. Od kiedy oni nagle jadać wspólnie posiłki?
Mruknąłem to ni do siebie ni do Ell.
- To może... Ten... e... Może jednak zjesz z moją familiom a później
pójdziemy gdzieś?... Nie wiem.. Na lody do Florianny Fortescue?
Zapytałem - A później pochodzimy sobie po placu? Poznasz mojego
pożal się boże ojca i rodzeństwo. - Powiedziałem chodź najchętniej
ominąłbym tą część z poznawaniem się..


<Ell? xD>

od Lilianne CD Luke'a

-Pewnie, że się zgodzą-przerwałam Vi, która już otwierała usta.
Luke się uśmiechnął.-A ty, cicho siedź, konserwo jedna!-zwróciłam
się do rycerza w lśniących glanach.
-Może chodźmy na lody, co?-załagodziła Pianka.
-Dobry pomysł.
-Ja też się zgadzam-stwierdziła Vija. Luke nie miał nic do gadania.
-Świetnie! Teraz tylko zamienię słówko z panem Lucasem...-Pianka
spojrzała spode łba na Luke'a.
-Eeee...OK?-zgodził się.
-Pysznie! Dziewczyny, wy tu czekajcie!
Zabrała chłopaka na ubocze. Spojrzałyśmy po sobie z Viją i pobiegłyśmy
za nimi. Usłyszałyśmy jak Pianka mówi:
-Słuchaj no, mały-Lil jest księżniczką w tej naszej trójce, tak? Ja jestem
złym smokiem-oprawcą, który strzeże jej wieży, a ty masz trzymać łapy
z daleka, kapewu? Bo jak nie nadtłukę cię Narwalem, kopnę z glana
i rzucę Avadę, więc się pilnuj! Zrozumiano!?
-Eee...chyba tak myślę.
Nie mogłam powstrzymać chichotu.
Pobiegłyśmy z Rudą tam, gdzie miałyśmy stać i poczekałyśmy,
aż pozostała dwójka dojdzie.
-Dziwne masz te kunpele-szepnął Luke.
-Wiem-zachichotałam-Ale spoko, nic ci nie zrobią.

Luke?:3

sobota, 10 maja 2014

Od Adama cd. Sheili

- Siema - David skinął głową w stronę Sheili. - Krew?
- Tylko czysta - odparła dziewczyna dumnie.
- I prawidłowo - wyszczerzył się. - Zapraszamy do Ombrelune.
- Taki mam zamysł.
- Mmm... Lubię ambitnych ludzi - Dave mruknął porozumiewawczo.
- Co tu robisz, Smoku? - zagaiłem.
- Takie jakby wstępne zakupy - uśmiechnął się. - A ty?
- Nudziło mi się - wzruszyłem ramionami.
- Więc musiałeś z tych nudów zacząć wyrywać małe dziewczynki? - parsknął kumpel.
- Jaa?!
- Nie, ja - powiedział z ironią.
- On mnie nie podrywa - skrzywiła się Sheila. - Woli dojrzałe kobiety - zaakcentowała dwa ostatnie wyrazy.
- Ouu... Coś mnie ominęło?
- Jedynie wyrywanie sprzedawczyni w lodziarni - mruknęła dziewczyna pretensjonalnie. Nie wiem, o co jej chodziło. Ta młoda nic nie czai...
- A bo to coś złego? - spytał Dave.
- No właśnie - ucieszyłem się, że przyznał mi rację. Przybiliśmy sobie piątkę.
- Ej, a jak miała na imię?
- Yyy... Nie pamiętam.
Sheila spiorunowała mnie wzrokiem.
- Co jest, mała? - David puścił oczko do dziewczyny. Czy raczej: dziewczynki.
- Nic...
- Boisz się nas?
Popukała się w czoło.
- Zostaw ją - poleciłem Blondaskowi. - Idziesz z nami?
- Gdzie?
- Wszędzie. I nigdzie. Nie wiem.
- Możemy gdzieś usiąść i pogadać. Nie napiłbyś się czegoś zimnego?
- Czegoś z prądem? - zaświeciły mi się oczy.
- Nie no, nie tu, nie teraz. Za dużo ludzi - mruknął. Zauważyłem na twarzy Sheili jakby rodzaj ulgi.
- Okej... To chodźcie tam - wskazałem głową na stojącą opodal drewnianą, ciemną ławkę. Ponieważ towarzystwo wyraziło ogólną aprobatę, już za moment obserwowaliśmy z niej krążących po ulicy czarodziejów.
- Lucyfer, grałeś ostatnio?
- Nieee... Nie mam gdzie. Uroki mugolskich dzielnic... - rzuciłem z niezadowoleniem.
- Gracie w quidditcha?
- Taa... Nic wielkiego... Kapitan - Smoku wypiął dumnie pierś.
- I zastępca - dodałem. - A ty, mała? Lubisz? Brakuje nam pałkarzy.

Sheila?

Od Luke'a cd. Lilianne

Nadal czułem się dziwnie. Z jednej strony mi się to podobało,
ale z drugiej... Też mi się podobało. Czyli już mamy odpowiedź.

W chwili, gdy mi pomachała, od razu ją zauważyłem. Podszedłem
do niej i jej koleżanek, machając. Zachwycały się Błyskawicą.
Przynajmniej te kumpele. Lil zwiesiła głowę, rumieniąc się.
Schowałem ręce do kieszeni i wzruszyłem ramionami.
- Cześć. - powiedziała niepewnie Lilianne.
- Może być. - skomentowała jedna z dziewczyn, podnosząc głowę
i spoglądając na mnie.
Lil nadepnęła jej na stopę. Wątpię, że coś poczuła, bowiem miała na sobie glany.
- Vinyl, Bianka - pokazała na dziewczyny - Luke - wskazała mnie brodą.
Zmierzyły mnie wzrokiem. Mruczały coś pod nosem, tudzież do siebie.
- Miło mi poznać. - wyciągnąłem rękę w ich stronę, jak zawsze uśmiechnięty.
Vinyl mruknęła coś co miało chyba oznaczać "Mi również" i podała mi
rękę. Bianka zrobiła to samo, tylko, że powiedziała nieco wyraźniej.
- Skoro wszystko jasne, przejdziemy się?
- Tak. Jeżeli dziewczyny nie mają nic przeciwko.

Lilianne? : D

od Lilianne CD Luke'a

Wyszliśmy ze sklepu.
-Aha, czegoś zapomniałem, poczekaj tu trochę.
Luke wbiegł do sklepu i po chwili wrócił z zapakowaną miotłą
pod pachą. I wtedy zauważyłam, że ten ładunek za duży, jak na
jedną miotłę owiniętą w papier...
-Ej...a co ta miotła taka duża?
-Niespodzianka!-wyciągął najprawdziwzą...BŁYSKAWICĘ! Miał dwie!
-Too..dla- mnie?-zaschło mi w gardle. Wzięłam do rąk idealnie
wypolerowaną rączkę. Wygrawerowany na złoto napis "Błyskawica"
lśnił kiedy obracałam miotłę.
Zanim się obejrzałam bezcenna miotła leżała na ziemi, a ja całowałam
Luke'a. Tak wiem, też nie wierzę^^ ale tak było. Chłopak też upuścił
swoją, a czarodzieje dokoła patrzyli na nas z dezaprobatrą, a niektórzy
ze zgrozą, z powodu, że my się tam całowaliśmy, a dwie sztuki najbardziej
porządanej miotły leżały na ziemi niby jakies stare Zmiatacze. Kiedy
w koncu się od siebie oderwaliśmy z przrażeniem stwidziłam, że Vi i Pianka
stoją kawałek dalej z rozdziawionymi ustami.
-O mamo.-szepnęłam. Luke też spojrzał w tę stronę.
-Leć. Dziękuję ci jeszcze raz-szepnęłam. Chłopak chwycił swoją miotłę, a ja swoją.
-Zboczeniec, nie?-spytałam i nerwowo odchrząknęłam.
-To to jest ten cały Luke!
-A TO JEST BŁYSKAWICA!-wrzasnęła Vi.
-ŻE SŁUCHAM!-dziewczyny straciły zainteresowanie Luke'iem i rzuciły
się na moją miotłę. Parsknęłam śmiechem i spojrzałam w stronę figurki
Lucasa 50 metrów od nas. Pomachałam mu z uśmiechem.

Luke?^^

czwartek, 8 maja 2014

Od Ell cd Davida

To było... Dziwne. Kilka minut temu zachowywaliśmy się jak
zwyczajni przyjaciele... A później nagle... Nie zdążyłam dokończyć
moich przemyśleń, gdyś David przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie.
Zarzuciłam mu ręce na ramiona i tak tkwiliśmy mu aż brakło nam tchu.
Oderwaliśmy się od siebie zdyszani. Usiadłam na łóżku i wodziłam
nerwowo wzrokiem po pokoju.
- Em... - Zaczął David - Czy my właśnie... - wykonał niezidentyfikowane
ruchy które miały chyba oznaczać pocałunek.
- Nie wiem - wzruszyłam ramionami - Miałam zamknięte oczy.
Uśmiechnęłam się lekko. zaczęłam nerwowo skubać skórki u paznokci.
- No wiesz. Nie dostałeś z liścia więc nie było tak źle - powiedziałam
próbując trochę rozluźnić atmosferę.
- No jasne że nie by.... - zaczął ale drzwi do pokoju gwałtownie się
otworzyły. Stała w nich mama Davida.
- DAVID wstawaj na śniada... - zaczęła ale dojrzała mnie i popatrzyła
pytająco na chłopaka. - David, kim jest ta młoda dama?
- To je... - zaczął ale byłam szybsza.
- Nazywam się Elliezabeth Heap, chodzę z Davidem do akademii, jestem
czystej krwi... Może mnie pani pamięta byłam rok temu na imprezie w domku
letniskowym, ale... Hm... Musiałam wyjechać...Tylko no... Byłam blondynką.
Pani Martiness spojrzała krytycznie na moje włosy.
- Eee... Nie są farbowane - wyjaśniłam i zmieniłam kolor na złoty blond.
- To dobrze... - westchnęła pani Martiness - David, za 10 minut widzę cię
na dole na śniadaniu. Elliezabeth je z nami?
- Nie trzeba - powiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko - Już jadłam... I wystarczy Ell.
Pani Martiness wyszła z pokoju a ja wybuchnęłabym normalnie śmiechem
ale przez zaistniałą sytuację nie za bardzo miałam na to ochotę.
- I to się nazywa życie na krawędzi - szepnęłam.
- Ta... - westchnął.
- David?
- Hm?
- No... E... Czy wiesz... Po TYM - wykonałam niezidentyfikowane ruchy,
które David wykonywał wcześniej - Jesteśmy... Hm... Parą? - Zapytałam.
Co jak co ale niektóre niejasności trzeba było wyjaśnić
- A chciałabyś? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Nienawidzę czegoś takiego.
- No wiesz... Można spróbować - powiedziałam nieśmiało.

David?

Od Luke'a cd. Lilianne

- Muszę kupić kilka rzeczy... Ale chcę kupić sobie nową miotłę...
Wiesz, na początek wymienię mugolskie pieniądze.
- Okej. To chyba tam - wskazała na duży budynek, znajdujący
się obok sklepu z kociołkami.
Wychodziła z niego czarownica w średnim wieku. Odwróciłem
wzrok na Markowy Sprzęt Do Quidditha. Lśniąca błyskawica...
Gapiło się na nią przynajmniej dziesięć osób. Nie stworzono jej
wczoraj, a wzbudza wielki zachwyt. Spojrzałem znów na budynek.
Nie spostrzegłem tej czarownicy lecz drobnego kota w brązowe łaty.
Aanimag.
- Ekstra, co? - zawołała Lilianne.
- Masz na myśli tą kobietę?
- Nie. Bływkawica.
Oczy jej zalśniły, gdy spojrzała na miotłę.
- Taaaaak, ekstra.
Weszliśmy do środka. Wymieniłem pieniądze i po chwili miałem
już sakiewkę pełną galeonów.

***

- Kupujesz ją, chłopcze, czy tylko się przyglądasz?
Podniosłem głowę. Starszy mężczyzna spoglądał na mnie zza
okularów. Lil siedziała tuż obok, czytając listę rzeczy do kupienia.
- Kupuję. - podałem mu pieniądze - Dziękuję.
Uśmiechnięty zniknął za ladą. Schowałem miotłę za plecami.
- Lilianne?
Spojrzała na mnie.
- Co tam masz?
Pokazałem jej Błyskawicę.
- Błyskawica? - zapytała, przyglądając się ciekawie. Mruknęła coś,
niezrozumiale. Brwi sprzedawcy, stojącego za ladą, uniosły się.
Dał nam znak, żebyśmy już poszli. Lil westchnęła.- Chodź, idziemy dalej.

Lil? :3

od Lilianne CD Luke'a

Przeczytałam list od chłopaka i stwierdziłam, że nie warto
odpowiadać, skoro ten jeden sprawił tyle problemów.
Zresztą i tak jutro jedziemy na Plac Horkruksów.
***
W tłumie wypatrzyłam Luke'a. Samego.
-Ej, dziewczyny?
-Tak?-spytały jednocześnie.
-Muszę coś załatwić. Idźcie gdzieś...do lodziarni może?
-Okej...Sama?-zachichotały
Bez słowa odeszłam od nich. Kocham je jak siostry, ale irytują też jak siostry.
Podbiegłam do Luke'a.
-Cześć-uśmiechnęłam się.
-O, hej. Nie zauważyłem cię.-przyjrzał mi się-Zmieniłaś się
-Tak? A ty wcale!-zaśmiałam się-A na lepsze czy na gorsze?
Tu go wzięłam w szach-powie, że na lepsze "mogłabym" pomyśleć,
że wczesniej byłam brzydka, a jeśli na gorsze....no wiadomo^^
Zmieszał się.
-Ee...no...wiesz....
-Żartowałam!
Roześmiałam się.
-aa.haa...
-To gdze idziemy?-zapytałam

Luke?

środa, 7 maja 2014

Liebster Blog Awardsc

Nie powinnam się w to bawić ale Liv mi
wysłała na howrse, że nominowała Akademię
to musiałam to zrobić xD ^^


1. Ulubiona książka?
- Harry Potter  (wszystkie części ^^)
- Quo Vadis  (Po prostu uwielbiam xD)


2. Pierwszy cytat, który ci wpadnie do głowy.
- Hym... Ostatnio oglądałam Harry'ego Potter'a i pierwsze cytaty które
wpadły mi do głowy po przeczytaniu to te

Fred do Molly ^^
"- Fred, teraz ty - powiedziała pulchna kobieta.
- Nie jestem Fred, jestem George - odrzekł chłopiec.
- Naprawdę, kobieto, i ty uważasz się za nasza matkę? 
Nie wiesz, jak ma na imię twoje dziecko?
- Przepraszam, George.

- To był żart, jestem Fred - powiedział chłopiec i odszedł"


''Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć
chwale, a nawet powstrzymać śmierć... Jeśli tylko nie 
jesteście bandą bałwanów, jakich zwykle muszę nauczać."
SS.

''- Zamienił Crabbe'a i Goyle'a w dziewczyny - zarechotał
Ron - O kurczę! Nic dziwnego, że ostatnio chodzą jacyś zdołowani...''
RW.

P. McGonagall i Potter
"Wszedł za nią do gabinetu. Drzwi zamknęły się za nim 
automatycznie. - No więc? - rzuciła niecierpliwie. - Czy to prawda?
- Co ma być prawdą? - zapytał Harry trochę bardziej 
agresywnym tonem, niż zamierzał, więc szybko dodał: - Pani profesor?
- Czy to prawda, że podniosłeś głos na profesor Umbridge?
- Tak
- I że zarzuciłeś jej kłamstwo?
- Tak.
- I powiedziałeś jej, że Ten, Którego Imienia Nie Wolno
Wymawiać powrócił?
- Tak.

Profesor McGonagall usiadła za biurkiem i spojrzała 
na niego srogo. potem powiedziała: - Weź sobie ciasteczko, Potter."

Może to nie jeden ale mam nadzieje, że Liv się nie obrazi ^^


3. Ulubiony film?
- Szybcy i Wściekli (WSZYSTKIE CZĘŚCI!)
- Harry Potter (Wszystkie cz.)


4. Ulubione miasto europejskie?
- WROCŁAW 


5. Co myślisz o ateistach?
- Szczerze nie mam o nich zdania. Każdy wybiera
własną drogę życia, a jako, że jestem osobą dość
tolerancyjną nie interesuje mnie kto w co wierzy
tylko jaki jest :)


6. Co myślisz o samookaleczaniu?
- Moim zdaniem? Hym... Nie będę nazywać tego głupotą bo nie mam prawa 
oceniać ludzi którzy się tną. Każdy ma swój własny powód. Jedni robią to
dla szpanu, inni, bo im to podobno pomaga, jeszcze inni, żeby zadać sobie
specjalnie ból lub siebie za coś ukarać, kolejni, bo to lubią i sprawia im to
przyjemność, następni, bo żeby się  uspokoić, i tak dalej.. powodów może 
być mnóstwo... Ogólnie sam czyn uważam za nierozsądny i w niczym niepomagający.
Co nie znaczy, że potępiam ludzi, którzy to robią. Nie popieram tego, ale nie 
chcę nikogo wyzywać, chodź nie sądzę, żeby to pomagało. A na pewno nie 
w rozwiązywaniu problemów. To bardziej stwarza kolejny problem, 
niżby jakikolwiek rozwiązało. Może ktoś twierdzi, że to pomaga np. mu się 
uspokoić - i może faktycznie po tym jest spokojniejszy; lub wyładować 
emocje, wylać cały gniew. Ale można przecież spróbować znaleźć na to 
inny, lepszy sposób, nie trzeba od razu ciąć swojej skóry. 

Dobra koniec bo zaczynam filozofować i pewnie nudzić d-_-b


7. Taniec czy śpiew?
- ŚPIEW! Lubię śpiewać i koffam to ^^ A do tańca mam dwie lewe nogi
przynajmniej tak uważam =^-^=


8. Dlaczego blogujesz? Co lubisz w tym zajęciu?
- A... Dobra to pytanie mnie rozwaliło xD
Szczerze? NIE WIEM. Uwielbiam Harry'ego Potter'a
i uwielbiam ten świat gdzie to co wydaje się niemożliwe
jest możliwe. Lubię pisać z ludźmi między sobą opowiadania,
bo dzięki temu blogowi poznałam mnóstwo fajnych osób
i.. Nie tylko dzięki temu blogowi ;) Lubię wymyślać śmieszne
historyjki, pośmiać się z śmiesznych i z tych które wyszły 
opowiadań które mi wyjdą. Po prostu uwielbiam Blogi i tyle ^^


9. Masz jakieś autorytety? Ludzi, których naśladujesz?
- To chyba na pewno moja mama.
Oprócz mamy, staram się nikogo nie naśladować.
Jestem po prostu sobą nie chcę kogoś naśladować.

10. Ukochana postać literacka? Dlaczego tak ją lubisz?
- Lord Voldemort. Haha na kolana albo Avada! - hihi =^-^=
Nie no na serio? To jest tego dużo głównie z HP bo to
moje ulubione książki i filmy. Lubię z nich dużo osób
- Draco "Fredka" Malfoy - ;***
- Tom "Voldemort" Riddle - Ciemna strona kręci hehe. ^^ 
- Severus "Nietoperz" Snape - Po prostu lubię tego tłustowłosego
nietoperza xD
- Hermiona "Łopatozębna" Granger - bardzo ją lubię ^^
- Bellatrix "Lestrange - Kto nie lubi szalonych kobiet? xD
Uwielbiam tą wariatkę :D

Ale chyba najbardziej to lubię samego Harry'ego czemu?
A bo ja wiem? Jeśli chodzi o takie pytania jak "ukochana postać"
To ja jestem ostatnią osobą która mogłaby wymienić jedną postać..
I jeszcze każą napisać dlaczego! xD

11. W książkach wolisz czarne charaktery czy pozytywnych bohaterów?
- Jak już napisałam przy Voldzie - Czarna strona kręcie :D
Ale to zależy od tego o czym to jest. w HP - To bym zdecydować nie mogła,
bo uwielbiam osoby z Czarnym charakterem np.  Riddla, Bellę, Malfoy'ów, Snape...
ale też uwielbiam Pottera, Granger, Black'a, Lupina... Chodź jeżeli już musiałabym
wybrać.. To wolę Ciemną stronę ^^.



Dobra... To tak... Może najpierw pytania?


1. Ulubiony aktor/aktorka?
2. Dlaczego taki a nie inny temat bloga?
3. W jakim domu byś był/a gdybyś był/a w Hogwarcie?
4. Jak wyglądałby twój Patronus?
5. Znienawidzona para z HP? (nie koniecznie jedna para)
6. Twoje ulubione cytaty?
7. Co skłoniło Cię do założenia bloga?
8. Śmierciożercy czy Zakon Feniksa?
9. Twoja różdżka?
10. Ulubiona książka i/lub Film?
11. Jaki jest Twój ulubiony bohater z HP/ulubiona bohaterka z HP?
(może być kilka)

Nominuj... hym..;


  1. Gisia - Moje mini opowiadania
  2. Mika M.   - Draco + Hermiona
  3. Patrycja Hry - HP Po Drugiej Stronie
  4. Dora:) - Kraina Siedmiu Królestw
  5. Dramione True Love - Dramione True Love
  6. angusa - Wendeta
  7. Lúthien - Dramione Invisible Love
Jak dla mnie to tyle ^^
Jeszcze raz dzięki ci Liv ty moja Per Nieidealna ;**

Dinoteria
~ Per Pani Smok 

poniedziałek, 5 maja 2014

Od Luke'a cd. Lilianne

Jadłem sobie spokojnie obiad, wraz z moimi mugolskimi rodzicami,
siedząc przy wielkim stole, gdy nagle coś zastukało w okno. Była
to sowa, w której rozpoznałem sowę Lilianne.
- O, nie, Luke! - warknął ojciec. - Żadnej magi i powiązanych z nią
rzeczy w moim domu!
Spojrzałem na matkę. Zakryła twarz dłońmi i westchnęła.
- JEDNA mała sowa nie zaszkodzi. Ale obiecaj, że więcej nie
wspomnisz o tej swojej szkole.
Ojciec wzdrygnął się.
- Mogę chociaż odpisać na tę sowę? - zapytałem, odczepiając
list od nóżki sówki.
- Luke, proszę cię. Rób to w swoim pokoju, zdala ode mnie
i twojej matki. - jęknął ojciec, aby chwilę później wrócić do czytania gazety.
- Mugole... - mruknąłem.
- Mówiłeś coś synu? - ojciec, wyrwany ze swojego papierowego
świata, jest zwykle zdenerwowany.
- Nie. - powiedziałem, wchodząc po schodach na górę do pokoju.

Droga Lilianne,
Nawet nie wiesz jak musiałem się napracować, chcąc napisać odpowiedź...
No, cóż, tak to już jest z tymi mugolami. Jeśli chodzi o Plac Horkruksów,
to oczywiście będę tam sam... Więc możemy się spotkać.
Pozdrawiam, Lukas.

Przyczepiłem list do nóżki sowy, a ona poleciała, jakby chciała jak
najszybciej dotrzeć do swojej pani. Może nie lubiła mugoli... A może
myślała, że to był jakiś bardzo ważny list...
Nie ważne. Myślę, że sówka szybko doleci do Lil.

Lilianne? :3 sorka, że krótko ;-;

Od Mikayli CD Liesel

Za oknem lało. Ale i tak nie miałam zamiaru siedzieć w domu.
Ubrałam się pod kolor czarny, założyłam pieszczochę, poprawiłam
makijaż, a dokładnie poprawiłam kreskę i wyszłam na przechadzkę.
Postanowiłam spotkać kogoś, pogadać.
-Wieża Eiffla wszystkich przyciąga. Ciekawe czy spotkam jakiegoś
czarodzieja? -powiedziałam w głos i ruszyłam w stronę wieży.
Wszędzie było błotniście. Ja jako mieszkałam dość niedaleko mego
celu 'wielkiej podróży' pod wierzę szybko dotarłam.
Rozglądnęłam się. Pod wieżą zawsze była moja ulubiona ławka.
Szłam do niej powolnym krokiem. Zobaczyłam dziewczynę na oko
12 letnią, która właśnie usiadła na TEJ ławce.
-No no no. Super. Zapoznam się.
Usiadłam koło niej i powiedziałam:
-Hej.
-Cześć.-trochę nieufnie odpowiedziała.

<Liesel?>

Od Lisel

Było lato a za oknem lało. Siedziałam w domu. Moja babcia
dziergała coś lecz i na mnie co chwila zerkała.
-Idź na dwór -powiedziała -I tak na parę minut przestanie padać.
Moja babcia miała podświadomość która nigdy ją nie zawiodła.
Przewróciłam oczami. Ubrałam płaszcz i jakże stylowe kalosze.
Teraz to wszystko wyglądało jak bagno a woda płynęła ulicami.
Wyszłam na dwór a deszcz przestał padać. Nogi rozjeżdżały mi
się jak na lodowisku. Każda w inną stronę ale brnęłam przed siebie.
Poszłam przed siebie jak najdalej od domu i jak najdalej od babci.
W kieszeni znalazłam trochę mugolskich pieniędzy więc autobusem
pojechałam do centrum. Wiedziałam że raczej piechotą będę wracać
lecz mnie to nie przeszkadzało. Niedaleko mnie siedziała rodzina
czarodziei. Dzieci młodsze od mnie nie wiedząc jeszcze bawiły się
czarami a rodzice próbowali im mówić że to niedobrze. Wysiadłam
pod wierzą Eiffla usiadłam na ławeczce ktoś przysiadł się koło mnie.
<Ktoś?>

niedziela, 4 maja 2014

od Lilianne do Luke'a

Świetnie się bawiłam z Vi i Pianką, jednak brakowało mi jeszcze
jednej osoby-Luke'a. Postanowiłam napisać do niego. Wzięłam
pergamin, pióro i zaczęłam pisać, jak to ja robiąc dziwne zakrętasy
z ogonkami przy "j" "g" "y"

Drogi Luke'u!
Co tam u Ciebie? Mam nadzieje, że mnie jeszcze pamiętasz Byłam
z Tobą na Balu Bożonarodzeniowym. U mnie świetnie, jestem u mojej
przyjaciółki, Bianki Fiodorowa razem z Vinylią Howards, może je kojarzysz?
W każdym razie ja wakacji nie marnuję. Często wspominam Bal.
Fajnie było, prawda?
Kiedy tylko dostaniemy listę przedmiotów na drugi rok razem z dziewczynami
podbijamy Plac Horkruksów. Może byłaby szansa, że się tam spotkamy?
Pozdrawiam Lili.

-Narato, chodź tu!-krzyknęłam do puchacza śnieżnego, który natychmiast
podleciał.-Zaniesiesz to Luke'owi Hope, dobrze?
Narato zahuczał w odpowiedzi i wyleciał. I właśnie wtedy wpadły do
pokoju smok i rycerz w lśniących glanach.
-Co za Luke!?-zachichotała Vija.
-Nie mieszajmy sie w sprawy miłosne naszej księżnisi. A właśnie, co za Luke?
Westchnęłam. Nalezy ponownie użyć Narwala. Podniosłam go
z ziemi(gdzie znów leżał i powodował kolejne potknięcia Pianki)
i zaczęłam okładać przyjaciółki na przemian jedną i drugą.

Luke?

Obserwatorzy