Zdziwiłam się, gdy okazało się, że to właśnie na Adama trafiłam. Szczęście? Nie sądziłam, że tak łatwo pójdzie i od razu odnajdę starego znajomego. Lekko pchnęłam chłopaka w plecy, aby wreszcie udał się na lekcje i bez słowa zapukałam, a następnie weszłam do gabinetu dyrektorki. Pomińmy fakt, że moje policzki były palone przez rumieńce, które - dzięki niższej temperaturze panującej w pomieszczeniu - powoli zaczynały znikać.
- Dzień dobry - powiedziałam głośno, rozglądając się uważnie.
Nigdzie nie było widać Madame Maxime, choć po chwili pojawiła się... właściwie znikąd na środku gabinetu. Wzdrygnęłam się, jednak odwzajemniłam uśmiech, który mi posłała.
- Oh, Arietto. Siadaj, kochanie - zaczęła, wskazując mi krzesło naprzeciwko swojego wielkiego biurka, a sama zajęła honorowe miejsce.
Niepewnie podeszłam bliżej. I chociaż serce kołatało mi niezwykle mocno, próbowałam stłamsić owy fakt, wypuszczając na zewnątrz jedynie miły uśmiech, i lęk ukryty głęboko w oczach.
Po raz kolejny zaśmiałam się zadowolona. Dormitorium tak różniło się od tego w Durmstrangu, a gdy tylko go zobaczyłam, wpadłam w istny zachwyt. Zrobiłam piruet i padłam na łóżko, wbijając rozweselony wzrok w baldachim. Najlepsze było oczywiście to, że materac wydawał się niezwykle miękki, jakbym zapadała się w nim cała. Już teraz wiedziałam, co stało się moim ulubionym miejscem w zamku...
Idąc wzdłuż krużganków, wodziłam po nich opuszkami palców. Dopiero teraz dotarło do mnie, że wyjazd stąd był złym pomysłem. Zwłaszcza docierało to do mnie, gdy mijałam całkiem przystojnych chłopaków, którzy za każdym razem posyłali mi ciekawskie spojrzenia albo tajemnicze uśmiechy. Ale żaden nie zagadał. Miłe. Bardzo... Nagle ktoś szturchnął mnie w żebro. Reakcja była natychmiastowa - podskoczyłam i ledwo zdołałam zdusić w sobie cichy pisk strachu. Położyłam sobie dłoń na klatce piersiowej, próbując wyeliminować czkawkę, której dostałam.
- Nie strasz mnie tak - mruknęłam, widząc twarz Adama.
- Ale mi to bardzo odpowiada.
Przewróciłam oczami, ruszając dalej.
- Jak już mnie spotkałeś, to może się ze mną gdzieś przejdziesz? - zapytałam, spoglądając na niego przez ramię. Teraz czkawka przerodziła się w uporczywy chichot, który także próbowałam zdusić w sobie. - Opowiesz mi co się działo, gdy mnie nie było. Jestem strasznie ciekawa.
Kąciki moich ust dźwignęły się do góry. Może to nie był zły pomysł? Brakowało mi rozmowy z... kimkolwiek? Nawet Adam się nada, choć dziewczyną nie jest. Zdecydowanie. Teraz jest całkiem atrakcyjny, jednak... Co ja pierdolę...
- To jak? Zgadzasz się? - dodałam, ponownie spoglądając na niego przez ramię. Posłałam mu zalotny uśmieszek, ale wątpię, że cokolwiek z niego odczytał.
Adam? XD Jezu, jestem beznadziejna XD
- Dzień dobry - powiedziałam głośno, rozglądając się uważnie.
Nigdzie nie było widać Madame Maxime, choć po chwili pojawiła się... właściwie znikąd na środku gabinetu. Wzdrygnęłam się, jednak odwzajemniłam uśmiech, który mi posłała.
- Oh, Arietto. Siadaj, kochanie - zaczęła, wskazując mi krzesło naprzeciwko swojego wielkiego biurka, a sama zajęła honorowe miejsce.
Niepewnie podeszłam bliżej. I chociaż serce kołatało mi niezwykle mocno, próbowałam stłamsić owy fakt, wypuszczając na zewnątrz jedynie miły uśmiech, i lęk ukryty głęboko w oczach.
Po raz kolejny zaśmiałam się zadowolona. Dormitorium tak różniło się od tego w Durmstrangu, a gdy tylko go zobaczyłam, wpadłam w istny zachwyt. Zrobiłam piruet i padłam na łóżko, wbijając rozweselony wzrok w baldachim. Najlepsze było oczywiście to, że materac wydawał się niezwykle miękki, jakbym zapadała się w nim cała. Już teraz wiedziałam, co stało się moim ulubionym miejscem w zamku...
Idąc wzdłuż krużganków, wodziłam po nich opuszkami palców. Dopiero teraz dotarło do mnie, że wyjazd stąd był złym pomysłem. Zwłaszcza docierało to do mnie, gdy mijałam całkiem przystojnych chłopaków, którzy za każdym razem posyłali mi ciekawskie spojrzenia albo tajemnicze uśmiechy. Ale żaden nie zagadał. Miłe. Bardzo... Nagle ktoś szturchnął mnie w żebro. Reakcja była natychmiastowa - podskoczyłam i ledwo zdołałam zdusić w sobie cichy pisk strachu. Położyłam sobie dłoń na klatce piersiowej, próbując wyeliminować czkawkę, której dostałam.
- Nie strasz mnie tak - mruknęłam, widząc twarz Adama.
- Ale mi to bardzo odpowiada.
Przewróciłam oczami, ruszając dalej.
- Jak już mnie spotkałeś, to może się ze mną gdzieś przejdziesz? - zapytałam, spoglądając na niego przez ramię. Teraz czkawka przerodziła się w uporczywy chichot, który także próbowałam zdusić w sobie. - Opowiesz mi co się działo, gdy mnie nie było. Jestem strasznie ciekawa.
Kąciki moich ust dźwignęły się do góry. Może to nie był zły pomysł? Brakowało mi rozmowy z... kimkolwiek? Nawet Adam się nada, choć dziewczyną nie jest. Zdecydowanie. Teraz jest całkiem atrakcyjny, jednak... Co ja pierdolę...
- To jak? Zgadzasz się? - dodałam, ponownie spoglądając na niego przez ramię. Posłałam mu zalotny uśmieszek, ale wątpię, że cokolwiek z niego odczytał.
Adam? XD Jezu, jestem beznadziejna XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz