*Lizzy? Może być.. Ostatecznie XD *
- Słucham - powiedziałam z grobową miną. Ale czułam się w środku
rozdarta. Każdy z naszej paczki odczuwał brak Adama. Ale nie tego
nowego, który nie potrafi panować nad nerwami tylko naszego Adama, który
był dowcipny i... Nie mordował. A Rosalie? Biedna... Ona to dopiero
musi to przeżywać.
- No bo Ell... No... - szukał właściwych słów - Ja... Ja tak dłużej nie mogę... Dlaczego ciągle nie chcecie mi uwierzyć?!
- Bo jesteś pi*rdoloym kłamcą. - odparłam bez mrugnięcia okiem.
- Na prawdę uważasz, że mógłbym rzucić crucio na moich przyjaciół?!
- Powiedzmy, że Rosalie cię rzuca. - spiorunował mnie wzrokiem - Rosalie
T e o r e t y c z n i e cię rzuca. Co robisz? Wkurzasz się. I wtedy
człowiek działa impulsywnie. A my nie chcemy być twoimi ofiarami.
Patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Adam jeśli nie byłby to cruciatus tylko... Avada...? To czy żałowałbyś?
Patrzył na mnie w milczeniu.
- Pewnie tak, ale to było crucio! Nie Avada Kedavra no, ku*wa!
- Adam, cho*era wiesz jaki to jest ból?! Zadałeś. Człowiekowi. Z zimną krwią. Wielki. Niewyobrażalny. BÓL! Nie czujesz tego?!
- Do jasnej cho*ery czy wy nie widzicie, że mi jest przykro?! Że żałuję?!
Westchnęłam. Oczywiście, że widzimy, ale czy to coś zmienia?
- Przecież nie mogę cofnąć czasu! A gdybym mógł to bym nie rzucał tego pi*rdolonego zaklęcia!
Widziałam, ze bardzo zależało mu na pogodzeniu się. Ale czy to coś zmienia?
- Adam.... - westchnęłam - A co ty byś zrobił na moim miejscu?
- Wybaczyłbym sobie - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, który znikł
zaraz po tym jak zobaczył wyraz mojej twarzy. (huhuh straszna Ell)
Nastała chwila milczenia. Adam usiłował zachować powagę jednak średnio
mu to wychodziło. Mi z resztą też. Po chwili oboje wybuchnęliśmy
śmiechem.
- Nie jestem dobry w poważnych rozmowach - parsknął Adam.
- Hej to jest poważna sprawa! Właśnie zastawiałam się czy ci wybaczyć czy skazać cię na cierpienie!
- A wybaczysz? - podniósł jedną brew.
- Może.
- TAK! - podbiegł do mnie, by mnie uściskać ale się odsunęłam.
- Jeszcze nie zdecydowałam ok? - zachichotałam.
Ale oboje wiedzieliśmy, że decyzja już padła.
- Jasne - uśmiechnął się szeroko.
- Taaa... Ok... Więc hm... Dobra powiedzmy, że mogę z tobą gadać.
- Jejj!! Lizzy jesteś moją ulubioną osobą we wszechświecie... Na chwilę
obecną. - zachowywał się jak małe dziecko. Właściwie... zachowywał się
jak zawsze. Zaraz...
- LIZZY?!
- Taaa...k mi przyszło na poczekaniu - uśmiechnął się lekko.
- Nawet ładnie. Lizzy... Lizz... Lizabeth... Ale to śmiesznie brzmi. -
zachichotałam. - Ok a teraz wygłoszę kazanie. - odchrząknęłam - To, że
ci wybaczam nie oznacza, że już nie jestem zła gdyż rzuciłeś zaklęcie
nie-wy-ba-czal-ne (patrz Adam, umiem sylabować) Więc dalej uważam cię za
skończonego idiotę, jednak wzruszyłam się dogłębnie gdy przyszedłeś do
mnie niczym zbity pies błagając o przebaczenie - wywraca oczami- więc
ostatecznie mogę ci wybaczyć. - zakończyłam uroczystym tonem.
- Dziękuję - powiedział równie poważnie.
- Taa jak to mówi moja mama kochajmy się wszyscy! - powiedziałam a Adam
uśmiechnął się szeroko, a ja jeszcze nie skończyłam zdania - Ale z
wyjątkami i ty właśnie jesteś tym wyjątkiem, Adam.
Poklepałam go po głowie jak małe dziecko.
- Dzięki - mruknął.
Adam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz