- O, już rozmawiasz z Davidem?
- Nie. Z nim jeszcze nie - przyznałem.
- No tak... - westchnęła. - To by wy... - Nagle urwała w pół zdania.
- Co?
- Nic - ucięła.
- Coś na mnie gadał? - Spojrzałem na Ell groźnie.
- Nieee... - powiedziała, siląc się na swobodny ton. - Chodź, mamy lekcje!
Dziewczyna ruszyła korytarzem, zrobiłem więc to samo.
Na ostatnich zajęciach, którymi była historia magii, wyjąłem kawałek pergaminu i nabazgrałem:
UWAGA!
Domową drużynę quidditcha
zapraszam na obowiązkowy normalny trening,
który odbędzie się dziś (tj. 12.12)
o godzinie 19:00.
Kapitan mile widziany.
Zastępca kapitana
Adam Brooks
- Brooks! - Krzyk z Pokoju Wspólnego doszedł do moich uszu mimo tego, że siedziałem w dormitorium. Ktoś musiał być nieźle zdenerwowany...
Zagadka co do autora wrzasków rozwiązała się nader prędko. Drzwi od mojego dormitorium otworzyły się z rozmachem. Stanął w nich Percy.
- Żartujesz sobie? - spytał bez żadnego wstępu.
- Z czym? - zapytałem spokojnie, wnikliwie oglądając trzonek Błyskawicy.
- Nie mogłeś szybciej zapowiedzieć tego treningu? Ja nie mam czasu...
- Nikt nie ma czasu - mruknąłem. - Puchar Quidditcha sam się nie zdobędzie, a od dobrego miesiąca treningi to jakiś cyrk. Omijacie mnie szerokim łukiem, a David nie przychodzi.
- Nie może być jutro?
- Nie.
- Czemu?!
- Bo jest dzisiaj.
Podniosłem wzrok na twarz Percy'ego. Wykrzywiona była grymasem niezadowolenia.
- No co? - zapytałem zniecierpliwiony.
- Odwołaj ten trening! Proszę...
- Dziękuję.
- Odwołasz?
- Nope. - Zaszpanowałem tekstem Ell zaczerpniętym bodajże z angielskiego. Kto bogatemu zabroni?
- Idź w diabły.
Percy machnął na mnie ręką i wyszedł. Uśmiechnąłem się pod nosem i wróciłem do intymnego zbliżenia z moją miotłą.
NIE, na litość boską, nie seksualnego, zboczeńcy!
Siadłem na przemarzniętej, oszronionej ziemi i potarłem dłonie, chuchając, by je ogrzać. Otuliłem się szczelniej szalikiem. Było za dziesięć siódma. Czekałem na moją drużynę.
Najpierw nadeszły Ellie i Rosalie, obydwie dzierżąc miotły i poprawiając zimowe szaty. Jak na basen Morza Śródziemnego Święta zapowiadały się dość chłodne. Następnie pojawiła się czarnowłosa Volonte, zaraz po niej przytruchtał Percy, nieco obrażony, ale gotów, by dać z siebie wszystko. Na końcu dumnym krokiem, z miną zdradzającą pewną łaskę, na murawę weszła moja siostra we własnej osobie. Punkt dziewiętnasta na boisku byli wszyscy. David jednak się nie pojawił. Prawdę mówiąc nawet na to nie liczyłem.
- To tak... - Urwałem na chwilę i omiotłem wzrokiem stojącą przede mną drużynę, zatrzymując go po kolei na każdej z twarzy. Kiedy doszedłem do ostatniej, należącej do Percy'ego, kontynuowałem. - Proponuję najpierw małą rozgrzeweczkę polegającą na podawaniu i przejmowaniu kafla. Ja i Ryjek - uśmiechnąłem się do dziewczyny, używając znienawidzonej przez nią ksywy - kontra Ell i Jackson. Volonte i gó... ykhm... Leslie, na razie macie przerwę. Rozgrzejcie się we własnym zakresie - polatajcie, pobalansujcie z pałką, żeby wam nie zmarzły ręce. Pytania?
Luniaki jak jeden mąż pokręcili głowami, tylko Ell podniosła rękę.
- No?
- Jak mamy widzieć piłkę po ciemku?!
- Dacie radę. Na miotły!
Wyjąłem kafla, po czym sam wsiadłem na ukochaną Błyskawicę i odbiłem się od ziemi.
- Uwaga!... 3... 2... 1... Kafel w grze!
Podrzuciłem kafla najwyżej, jak się dało. Błyskawicznie złapała go Rayan, co dało nam przewagę już na początku. Wykonaliśmy kilka bezbłędnych podań, nim Percy przejął rzuconą przez dziewczynę piłkę. Podał do Ell, a ja, chcąc się zrehabilitować, złapałem ją.
Kolejnym ćwiczeniem były karne, potem zagraliśmy mecz na jeden zestaw obręczy do stu punktów. Oczywiście wygrali Ell i Percy, gdyż ja byłem jednocześnie ścigającym i lotnym bramkarzem (jak to ujęła Ellie - "Tylko Adam mógł wpaść na tak kretyński pomysł"). Potem przyszła pora na trening pałkarek polegający na tym, że drużyna siedziała sobie i odpoczywała, a ja latałem jak głupi, by ściągać na siebie tłuczki ("Idiota" - mruknęła Ellie). Około dwudziestej pierwszej, kiedy trening dobiegł końca, zmordowani ruszyliśmy w stronę szkoły.
- Dziękuję, panie zastępco kapitana, za pokazanie nam, jak nie powinno się przeprowadzać wydajnego, ekonomicznego, poprawnego politycznie treningu. - Rzuciła Ell jadowicie, jednak ze śmiechem, kiedy razem brnęliśmy przez mroźne błonia.
Fin. Wreszcie! xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz