-Wiesz co, powinnam się teraz odwrócić na pięcie i odejść! I zapewne bym to zrobiła, gdyby sie to, że mi ciebie żal.
-TOBIE żal MNIE?-uniósł brwi rozbawiony niedorzecznością, żeby komukolwiek z plebsu mogło być żal wielkiego Adama Brooksa.
-Mhm. Mnie żal ciebie.
-A niby z jakiego, przepraszam powodu!?
-To raczej nie mnie omija cała szkoła i to nie dokoła mnie jest strefa ciszy.
-Ale niedługo będzie. Jesteś skażona polem rażenia Adama Brooksa, mordercy i kryminalisty.-powiedział z grozą.
-Już się boooję.
-Powiedzmy, że teoretycznie jest ci mnie żal. Skoro tak, to idziesz? Łachy bez.
-Pójdę.-stwierdziłam-Tylko, taki pomysł założę płaszcz.
~~*~~
Śnieżny puch zasypał błonie. Trzeba było torować drogę. Rozglądałam się dokoła z uśmiechem. Białe płatki osiadały mi na czapce i ramionach.
-To będzie piękne Boże Narodzenie!-zawołałam widząc powolutku, ale definitywnie zamarzającą taflę jeziora.
-Rzeczywiście...-mruknął Adam gdzieś z dołu. Z dołu?
-Ała! Zamorduję!-zawołałam czując śnieg za płaszczem. Oberwałam śnieżką w tył głowy.
-Mnie? Ty?-zakpił.
-OWSZEM!-rzuciłam śniegowy pocisk w celu zmoczenia tej pięknej buźki. Pocisk minął się z celem, ale efekt i tak mnie zadowolił. Chłopak dostał w klatę, niestety nie rzucam z wielką siłą, więc nawet mu tchu nie zaparło.
-Nie czuję się martwy.-kolejna śnieżka już leciała w stronę mojej głowy.
-Protego!
Kulka odbiła się od niewidzialnej tarczy.
-Dobra, tak to nie ma zabawy.-nadąsał się Adam-Chodźmy na piwo kremowe.
W Ecuelle kiedy weszliśmy zapadła cisza. Pomimo starań dyrekcji, wieść o ekhm... PRZYPADKU Adama rozeszła się bardzo szybko. Wszyscy zamilkli i milczeli, dopóki nie dostaliśmy piw. Potem powrócił gwar.
-Sławny jesteś, Adamie!-zaśmiałam się.
-Ba! To akurat nie dziwne!-rozparł się wygodnie na krześle. Podziwiałam go za to, że pomimo odrzucenia przez praktycznie całą szkołę nadal pozostał tym samym arogantem i bezczelem co zawsze. Tylko trochę bardziej ponurym i bezczelnym.
Zachichotałam biorąc łyk rozgrzewającego napoju. Bardzo miło było siedzieć tak w pubie i pić, razem z mordercą. Pociągająca perspektywa...
-Jak ty sobie z tym radzisz?
-Ale z czym?
-Nie udawaj. Z tym, że omija cię cała szkoła?
Chwila zastanowienia. Wziął łyk piwa, zamlaskał, spojrzał w okno po czym się odezwał:
-Wrodzona twardość?
~~*~~
-Uf! Co za dzień!-siadłam ciężko na kanapie.
-Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś?-spytał ktoś z drugiego końca sofy.
-Luke! A co ty tu robisz!?
-Byłaś tak zaaferowana, że nie zauważyłaś, że tu siedzę.-stwierdził z goryczą.
-Ależ... o co ci chodzi?
-Nie udawaj! Cały dzień spędziłaś z Brooksem.
A więc o to mu chodzi! Aż jęknęłam z wrażenia. Luke ma czelność myśleć, że wolę Adama od niego!
-I ponoć mówiliście coś o mnie.-dodał z bólem.
-Luke...-przysunęłam się do niego i odwróciłam chłopaka przodem do siebie. Chwyciłam jego ciepłe dłonie.-Żaden, nawet najprzystojniejszy Luniak nie zastąpi mi ciebie.
Pocałowaliśmy się.
-Nigdy w to nie wątpiłem.-powiedział.
-Nie, absolutnie.
-LILIANNE!-do wspólnego Belle wpał... nie kto inny jak Adam-COŚ WAŻNEGO! Chodź ze mną!
Złapał mnie za nadgarstek. Od drzwi posłałam pocałunek Luke'owi.
Adam?
-TOBIE żal MNIE?-uniósł brwi rozbawiony niedorzecznością, żeby komukolwiek z plebsu mogło być żal wielkiego Adama Brooksa.
-Mhm. Mnie żal ciebie.
-A niby z jakiego, przepraszam powodu!?
-To raczej nie mnie omija cała szkoła i to nie dokoła mnie jest strefa ciszy.
-Ale niedługo będzie. Jesteś skażona polem rażenia Adama Brooksa, mordercy i kryminalisty.-powiedział z grozą.
-Już się boooję.
-Powiedzmy, że teoretycznie jest ci mnie żal. Skoro tak, to idziesz? Łachy bez.
-Pójdę.-stwierdziłam-Tylko, taki pomysł założę płaszcz.
~~*~~
Śnieżny puch zasypał błonie. Trzeba było torować drogę. Rozglądałam się dokoła z uśmiechem. Białe płatki osiadały mi na czapce i ramionach.
-To będzie piękne Boże Narodzenie!-zawołałam widząc powolutku, ale definitywnie zamarzającą taflę jeziora.
-Rzeczywiście...-mruknął Adam gdzieś z dołu. Z dołu?
-Ała! Zamorduję!-zawołałam czując śnieg za płaszczem. Oberwałam śnieżką w tył głowy.
-Mnie? Ty?-zakpił.
-OWSZEM!-rzuciłam śniegowy pocisk w celu zmoczenia tej pięknej buźki. Pocisk minął się z celem, ale efekt i tak mnie zadowolił. Chłopak dostał w klatę, niestety nie rzucam z wielką siłą, więc nawet mu tchu nie zaparło.
-Nie czuję się martwy.-kolejna śnieżka już leciała w stronę mojej głowy.
-Protego!
Kulka odbiła się od niewidzialnej tarczy.
-Dobra, tak to nie ma zabawy.-nadąsał się Adam-Chodźmy na piwo kremowe.
W Ecuelle kiedy weszliśmy zapadła cisza. Pomimo starań dyrekcji, wieść o ekhm... PRZYPADKU Adama rozeszła się bardzo szybko. Wszyscy zamilkli i milczeli, dopóki nie dostaliśmy piw. Potem powrócił gwar.
-Sławny jesteś, Adamie!-zaśmiałam się.
-Ba! To akurat nie dziwne!-rozparł się wygodnie na krześle. Podziwiałam go za to, że pomimo odrzucenia przez praktycznie całą szkołę nadal pozostał tym samym arogantem i bezczelem co zawsze. Tylko trochę bardziej ponurym i bezczelnym.
Zachichotałam biorąc łyk rozgrzewającego napoju. Bardzo miło było siedzieć tak w pubie i pić, razem z mordercą. Pociągająca perspektywa...
-Jak ty sobie z tym radzisz?
-Ale z czym?
-Nie udawaj. Z tym, że omija cię cała szkoła?
Chwila zastanowienia. Wziął łyk piwa, zamlaskał, spojrzał w okno po czym się odezwał:
-Wrodzona twardość?
~~*~~
-Uf! Co za dzień!-siadłam ciężko na kanapie.
-Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś?-spytał ktoś z drugiego końca sofy.
-Luke! A co ty tu robisz!?
-Byłaś tak zaaferowana, że nie zauważyłaś, że tu siedzę.-stwierdził z goryczą.
-Ależ... o co ci chodzi?
-Nie udawaj! Cały dzień spędziłaś z Brooksem.
A więc o to mu chodzi! Aż jęknęłam z wrażenia. Luke ma czelność myśleć, że wolę Adama od niego!
-I ponoć mówiliście coś o mnie.-dodał z bólem.
-Luke...-przysunęłam się do niego i odwróciłam chłopaka przodem do siebie. Chwyciłam jego ciepłe dłonie.-Żaden, nawet najprzystojniejszy Luniak nie zastąpi mi ciebie.
Pocałowaliśmy się.
-Nigdy w to nie wątpiłem.-powiedział.
-Nie, absolutnie.
-LILIANNE!-do wspólnego Belle wpał... nie kto inny jak Adam-COŚ WAŻNEGO! Chodź ze mną!
Złapał mnie za nadgarstek. Od drzwi posłałam pocałunek Luke'owi.
Adam?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz