Wyszliśmy z klasy. Wciąż moje serce waliło jak oszalałe. Jak by miało opóźniony zapłon. Zamiast walić wtedy kiedy ją spotkałam waliło teraz. Zaczęliśmy iść przed siebie. W końcu nie było już lekcji nie licząc astronomii późno w nocy. Spojrzałam na chłopaka. Musiałam się przejść. Sama. To było normalne. Każdy człowiek czasami musi pobyć samotny. Pamiętając to że przed chwilą spotkało się zombie które opowiedziało ci straszną historie o tym jak zeszyto jej oczy jak widziało śmierć córki. Jedni powiedzą że ich to nie obchodzi inni zaczną przeżywać. Wyobrażać sobie jak to wyglądało a to było najgorsze. Kiedy twoja wyobraźnia zaprowadza cię do obrazu śmierci. Kiedy niczym na starym filmie widzisz to tak jak pokazuje ci to twoja wyobraźnia. Usiadłam pod drzewem na błoniach, niedaleko rzeki. Oparłam się od trzon starego dębu. Spojrzałam przed siebie i zauważyłam dziewczyny z mojego pokoju. Podeszły do mnie.
- Czemu nie było cię na lekcji? -spytała -Nie było też tego od z domu niedźwiedzia... Jak on miał Daniel. To dość zabawne bo obrazy mówią że nie jesteście razem. No ale jak nie jesteście razem to co ty na to żeby się na nim zemścić. Bo chyba mi nie powiesz że nie złamał ci serduszka. Tak wątłego gdyż jeszcze tego nie przeżyłaś. Wyglądasz okropnie. Co ty na to żeby wlać mu klej do szamponu, albo farbę, dolać do jego herbaty eliksir postarzający. On nawet nie zauważy. Tuman z niego.
Podniosłam się. Stanęłam na przeciwko współlokatorki z rządzą mordu w oczach. Bez zastrzeżeń spoliczkowałam ją. Byłam poważna chodź złość rozpierała mnie od środka.
- O jest o wiele mądrzejszy niż wy, wszystkie razem wzięte, idiotki! -warknęłam -I jeśli coś mu zrobisz to odpłacę ci się dwukrotnie. Nie zerwał ze mną. Ty wierzysz obrazom. Znikaj mi z oczu zanim użyję różdżki!
- Nie podniesiesz na mnie różdżkę! -warknęła
- Chcesz się przekonać? -sięgnęłam dłonią po różdżkę. -Jestem luniakiem. Jestem wredną dziewczyną która nie ma zastrzeżeń i gdyby mogła to by cię udusiła gołymi dłońmi.
- Jesteś wariatką -rzuciła w moją stronę przez zaciśnięte zęby. Włożyła w te dwa słowa tyle jadu że gdyby była kobrą to położyła by tuzin dorosłych mężczyzn.
- A ty jesteś pusta! -krzyknęłam. Wyciągnęłam różdżkę dźgając ją końcem różdżki w jej nos. -Idź! Nie chcę z tobą rozmawiać! Jedno słowo a ośmielę ci podpalić włosy, sprawić że twoja twarz pokryje się pryszczami, że twoje zęby będą wyglądały jak u królika. A ty co się gapisz Roxi? Czyżby brak słów. A i dodam coś wam jeszcze. Nie jestem i nigdy nie byłam szlamom więc nie rzucam słowa na wiatr. Jestem że tak to ujmę rodowodową luniaczką więc idźcie i nie pokazujcie mi się a nic wam się nie stanie. Zrozumiano? Okazałam wam litość drogie czarownice.
Dziewczyny wycofały się i zaczęły biec w stronę szkoły a ja odwróciłam się do drzewa i sprawiłam że moje włosy stały się białe jak śnieg a oczy fioletowe. Jedyna mieszanka po której mnie nikt nie poznaje. Kopnęłam drzewo by jakoś się wyżyć. Nie wiem dlaczego one wywołały u mnie ten napad. Może zawsze u mnie go wywoływały tylko tego nie zauważałam? Westchnęłam i wróciłam do szkoły. I jako że ona ma przecież tylko parę metrów kwadratowych wpadłam na Daniela. Ogólnie przez nie stałam się dość drażliwa, sarkastyczna i ironiczna. Chłopak nadymał się jak rybka a ja podniosłam brew. Zapewne już cała szkoła wiedziała że sprzedałam liścia pewnej czarodziejce bo jak wspomniałam szkoła ma przecież tylko parę metrów kwadratowych(odnajdź sarkazm).
- Zapewne wzywa mnie mój wychowawca domu? -spytałam a ten skrzywił się ale niechętnie przytaknął głową. Westchnęłam. I po co takie wielkie halo? Gdybym je zabiła to jeszcze bym rozumiała ale a tylko jej pogroziłam i to wszystko. Codzienność luniaka. No ale szkoła chce przecież jedno wielkie "Kochajmy się". Lecz tak się nie da. Taka już jest natura ludzka. Niektórych ludzi da się tolerować a innych nie. Gdzieś po pięciu do dziecięciu minutach odnalazłam wychowawcę mojego domu.
- Nie zabiłam jej -mruknęłam. -Jedynie postraszyłam. Ale pan przecież rozumie że to wszystko przez to że zgubiliśmy się w lochach a potem ta kobieta. Jeszcze ona zaczęła mnie irytować i tak oto wybuchłam.
- Rozumiem.-powiedział dość chłodno. -Lecz to nie powód żeby policzkować koleżankę.
- Jeśli był pan na moim miejscu spędzał z nią prawie 24 to sam by chciał ją walnąć -powiedziałam szczerze.
- Ale Avalone to cię i tak nie usprawiedliwi i tak napiszę list do rodziców -powiedział.
- Hmm... -udawałam że gładzę się po brodzie. -Tylko do których. O to jest pytanie. Może do tych nowych? Miło by było żeby się dowiedzieli że ich córka "uświadomiła koleżance o jej głupocie". Wie pan żeby nie myśleli że ja taka grzeczna jestem jak taki robocik co jest ustawiony na odpowiedzi program i to robi.
- Avalone... -jednak przerwałam mu.
- Ale ja jej do jasnej brody merlina i jego szaty i gaci jej nie zabiłam! -krzyknęłam -A po za tym niech pan pisze co chce. Mnie tam to obojętnie czy napisze pan "Wasz a szanowna córka spoliczkowała koleżankę" lub też "Wasza córka uderzyła koleżankę w twarz co jest karygodne. Jednakże jej nie zabiła". Ale ja teraz sobie pójdę i nie wiem jak pan to zrobi ale powiem panu że jeśli jeszcze raz zobaczę jej wytapetowaną buźkę to chwycę ją za szyję i doprowadzę do tego że zsinieje jednak puszczę ją i sprawię że jej piękne jedwabiste włosy staną się wodorostami. Dziękuję.
I ruszyłam na poszukiwanie Daniela. Może jestem trochę... Nie wiem rozwydrzona, pyskata i bezczelna ale jednak ta lalunia doprowadziła mnie do tego. I raczej w moich słowach nie było co do niej żadnego żartu.
<Daniel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz