- Dobra ludzie! Są tu 2 piętra, lochy i strych. Na pierwszym mają Ell, Diabeł i ja, a na 2 Mikayla, Wiewióreczka i Ru, ok? Dobra, to lecicie na górę i rozpakowujecie się, i za 2 godziny spotykamy się na podwórku na ognisku! - powiedział David, przy czym szczery uśmiech nie schodził mu z twarzy. Szybko skierowałem się w stronę schodów. Właściwie nie miałem czego rozpakowywać. Wszedłem więc do pokoju i rozejrzałem się z ciekawością.
Wyposażenie pokoju, jak zresztą cały domek, w większości wykonane było z drewna. Drewniane łóżko, drewniany stolik i szafka. Wprowadzało to niepowtarzalny klimat. Podszedłem do dużego okna o - a jakże - drewnianej ramie. Szeroko je otworzyłem i ujrzałem niesamowity widok. Było przez nie widać calutkie jezioro, a za nim rozległe, iglaste lasy. Dalej majaczyły szczyty jakichś gór. Polecieć tam na miotle... Niebo było niesamowicie niebieskie, bez jednej chmurki. Niemal taki sam kolor miała woda. Była tak oszałamiająco czysta, że przy brzegu nawet z tej wysokości dostrzegałem dno.
Usłyszałem za sobą huk otwieranych drzwi. Odwróciłem się gwałtownie. Do pokoju z impetem wpadła lekko zdyszana Ell. Była opalona, a na głowie miała zupełnie nową fryzurę, czemu nie przyjrzałem się, kiedy byliśmy wysoko w powietrzu. Dziewczyna przepadała za modą mugoli, toteż - mimo, iż znajdowaliśmy się w otoczeniu czarodziejów - miała na sobie krótkie jeansowe szorty i nieco wyzywającą błękitną bluzeczkę.
- Świetny mecz! - uśmiechnęła się szeroko i otarła pot z czoła. - Widzę, że nie wyszedł pan z formy, panie prefekt! - otrzymałem przyjacielskiego kuksańca w ramię.
- Wątpisz we mnie? - odparłem z wyższością. Pokręciła głową z chichotem. - Rozpakowana?
- Pewnie! A zostało jeszcze tyle czasu... Co powiesz na... - urwała nagle. Spojrzałem na nią pytająco. Wyglądała na nader onieśmieloną.
- Na co? - zapytałem poważnym głosem. Nieco zląkłem się tonu jej głosu, który wiele stracił ze swojej wesołości.
- Może... Rozejrzymy się... Po okolicy...? - wydukała. Westchnąłem z ulgą.
- Trzeba było tak od razu - zaśmiałem się. Szybko wyszliśmy z pokoju. - Eeej! - zawołałem, wychylając się przez barierkę schodów. Po chwili jedne z drzwi na niższym piętrze otworzyły się i wychynęła zza nich ruda głowa. - Idziecie ze mną i Ell przejść się wkoło jeziora?
Rudzielec na chwilę znów się schował, po czym usłyszałem, jak przytakuje:
- Idziemy!
- To bosko - zaśmiałem się, po czym zjechałem po poręczy schodów. - Idziesz, Heap? - zawołałem w kierunku szczytu schodów. Dziewczyna szybko po nich zbiegła. Po krótkiej chwili z pokoi wyszli Mikayla, Jane i Petty. Całą grupką zeszliśmy na parter, skąd szybko udaliśmy się na podwórko. Ell trzymała się trochę na uboczu. Szła wolno, zatopiona w swoich myślach.
"Z babami..." - pomyślałem, po czym stwierdziłem, że nie ma co przejmować się jej nieuzasadnionym foszkiem. Podbiegłem do Miki i, korzystając z jej nieuwagi, spowodowanej rozmową z Jane, wziąłem ją na ręce i zaniosłem w kierunku jeziora. Wszedłem do wody po pas. Dziewczyna piszczała i wyrywała się, jednak w rezultacie i tak została podtopiona. Zrobiła naburmuszoną minę i zaczęła chlapać mnie chłodną, orzeźwiającą wodą. Nie pozostałem jej dłużny. Pett, zauważywszy to i uznawszy najwyraźniej za prosposób na podryw, chwycił w taki sam sposób Jane i już po chwili cała nasza czwórka kąpała się w lazurowym jeziorze. Ell usiadła na brzegu i z kwaśną miną obserwowała, jak świetnie się bawimy. Zaprosiłem ją ruchem dłoni, by przyszła do nas i również zażyła kąpieli, ale zignorowała to. Odwróciła wzrok i udawała, że nie widzi. Wzruszyłem ramionami. Wymyśliłem nową rozrywkę. Zanurkowałem w przejrzystej wodzie i podszczypywałem dziewczyny po kostkach. Śmiały się i z piskiem uciekały. Minus nieskazitelnie czystej wody był taki, że widziały mnie pod jej powierzchnią.
Po jakimś czasie zadecydowaliśmy się iść jeszcze dalej i inną, leśną drogą wrócić do domku. Trzeba było pomóc Davidowi przy ognisku. Kiedy wyszliśmy z wody, Pani Obrażalska podniosła siedzenie z trawy. W ręku trzymała wianek z traw i polnych kwiatów. Powoli ruszyła za nami.
- Co ci? - nie wytrzymałem i zapytałem, kiedy weszliśmy do lasu, a ona usiadła na środku ścieżki po tym, jak wziąłem Mikaylę na barana.
- Nic - powiedziała obojętnym głosem.
- To OK - odrzekłem i podbiegłem do Rua. Przeskoczyłem jego plecy jak kozła, ale okazał się za wysoką przeszkodą i obaj wylądowaliśmy na piaszczystej dróżce. Położyłem się na ziemi. Nad moją głową górowały potężne sosny. Między ich czubkami prześwitywało bezchmurne niebo. Petty podał mi rękę. Bez wahania podparłem się na niej i wstałem na nogi. Kątem oka dostrzegłem, że Ell zdecydowała się iść dalej. Pokręciłem głową zrezygnowany.
Ell? Co ci strzeliło do głowy? -.^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz