- Co ty robisz? Co jest tak ważne? - zapytała Lilianne z odrobiną wyrzutu, kiedy znaleźliśmy się za drzwiami pokoju wspólnego Bellefeuille.
- A co, przeszkodziłem w czymś? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie z beztroską. Jednocześnie bacznie się jej przyglądałem. Nie dało się nie zauważyć, że za przerwanie tej chwili chętnie by mnie udusiła.
- Nie. Oczywiście, że nie. - Prychnęła i wzruszyła ramionami.
- Okej, jak chcesz. - Taktyka na "oczywiście, że masz rację".
- Brooks! Czego ty chcesz?!
- Szczerze? - Wyszczerzyłem się w uśmiechu widząc, jak się denerwuje.
- Nie, pytam, żebyś mnie okłamał. - Odpowiedziała z sarkazmem godnym Heap.
- Niczego. Nudziło mi się więc chciałem wejść z buciorami między ciebie i tą szlamę i udowodnić ci, że mogę mieć KAŻDĄ. Nie ważne, jak bardzo zaprzecza i jak bardzo się opiera.
Dziewczyna przez chwilę gapiła się na mnie jak na debila.
- Jesteś chory - stwierdziła dobitnie.
- Czemu? - Spojrzałem na nią ze zdziwieniem.
- Żałosne... - syknęła.
Przypomniałem sobie, jak nieśmiałą dziewczynką była jeszcze rok temu. Definitywnie się rozbestwiła.
- Nie wiem, czy ktoś już ci to mówił - ciągnęła - ale dziewczyna to nie przedmiot ani trofeum. Jesteś nienormalny. Ty i David tak samo. A może jeszcze więcej facetów, ale przynajmniej nie mój Luke. Założę się, że macie jakieś... no nie wiem... kroniki do zapisywania dziewczyn, które udało wam się poderwać.
Eee... No dobra. Swego czasu, jeszcze zanim ten potworny idiota odszedł na dobrą stronę mocy, liczyliśmy, ile lasek ze szkoły udało nam się pocałować. Niemniej był to cios poniżej pasa.
- Mówisz, jakby to było coś złego. Uszczęśliwianie was i sprawianie, byście czuły się wyjątkowe.
- Adam. ŻADNA dziewczyna nie poczuje się wyjątkowo świadoma, że robisz to samo z milionem innych. Zresztą to nie jest tylko uszczęśliwianie. Mógłbyś być zwyczajnie miły, przepuścić dziewczynę w drzwiach albo coś. Ale nie! Ty wolisz bezczelnie wyżywać się na byłej zaklęciami, robić sobie okrutne żarty, a kiedy panna od ciebie ucieknie, udawać poszkodowane dziecko, które za stłuczenie wazonu ma nie dostać cukierka, więc przeprasza, i odbić sobie ją z powrotem, żeby stan się zgadzał.
- Łżesz - warknąłem. Co ta mała mogła wiedzieć o mnie, o tym co myślę i co czuję?
- Tak? A jak jest z Rosalie?
- To moja dziewczyna. O co ci chodzi?
- Nie zrozumiesz - westchnęła.
- Okej, nie gniewaj się - powiedziałem ugodowo i objąłem ją w pasie. Położyła mi dłoń na piersi w geście odmowy.
- Znowu to robisz - mruknęła, bardziej sama do siebie, niż faktycznie do mnie. - A poza tym mam chłopaka - dodała już głośniej i tym razem zdecydowanie mnie odepchnęła.
- Czego oczy nie widzą... - Wyszczerzyłem się, ale posłusznie puściłem.
- Pozwól, że wrócę do siebie. Niech no tylko wymyślę powód, dla którego musiałam z tobą wyjść.
- No jak to? - Udałem do głębi zdumionego. - Nie powiesz szlamusiowi, o czym rozmawialiśmy?
- Czego oczy nie widzą... - Zacytowała mój tekst, po czym uśmiechnęła się do mnie pobłażliwie i zniknęła we wspólnym pokoju Bellefeuille.
Zostałem sam na korytarzu.
Konieeec :D takie a'la: kurzy się w oczekujących od miesiąca, to skończę na siłę. Wiem, krótkie :C Przepraszam.
... Tego sercu nie żal
OdpowiedzUsuńA co z tego idzie?
UsuńCo z oczu to z Serca
~ Per Smok